Sandboksowy zawrót głowy

Jan 02, 2010 15:29

Zdałam sobie ostatnio sprawę, że to nie jest tak, że ja nic nie piszę. Często marudzę różnym osobom (*patrzy przepraszająco na marianek  i jeza_red*), że nie mogę nic wymyślć. To nie jest prawda: w moim folderze tekstowym jest mnóstwo fików, które czytała najwyżej jedna osoba. Może więc pora to zmienić.

(LJ wierzga przez ostatni miesiąc i nie robi akapitów. Tekst bez akapitów bije bo oczach, ale trudno)

Tytuł: Dobry wieczór
Pairing: Renji/Byakuya
Rating: G/PG
Ostrzeżenia: fluff
Timestamp: jakiś miesiąc przed urodzeniem Hikaru



Dobry wieczór

Jest ciemno, kiedy wraca do domu. Idzie szybkim krokiem - na dworze mocno się już ochłodziło, a on nie ma żadnej kurtki czy płaszcza. Ręce grabieją mu z zimna. Niebo jest czyste i bez chmur, wyraźnie widać wszystkie gwiazdy. Bramy posiadłości dostrzec można z daleka; strażnik przepuszcza go bez chwili wahania, kłaniając się przy tym z respektem. Abarai kieruje się w stronę domu, idąc na skróty przez wszystkie klomby i trawniki. Posiadłości Kuchikich pełne są kamiennych dróg i dróżek, prowadzących do poszczególnych budynków.

Gdyby szedł nimi, powrót zabrałby mu jeszcze dziesięć minut.

A tak - jest już w domu. Ostrożnie otwiera drzwi. Byakuya może już spać, od strony ich prywatnych komnat nie słychać nic ani nie widać źródła światła. Gdy Renji cicho wsuwa się do pokoju, zauważa jedynie ogień na kominku - żadnej zapalonej świecy czy lampki, co oznacza, że Byakuya skończył pracę jakiś czas temu.

Kuchiki siedzi w kręgu światła - czy raczej drzemie w pozycji siedzącej, na kanapie ustawionej w pobliżu kominka, przykryty aż po samą brodę grubym, szerokim pledem. Fałdy koca osłaniają brzuch Byakuyi - ale widać, w jak zaawansowanej ciąży jest już arystokrata. Ich syn (Renji uśmiecha się na samą myśl) rozwija się jak najlepiej i najdalej za półtora miesiąca pojawi się na świecie.

Abarai podchodzi bliżej, starając się być bardzo cicho. Wie dobrze, że gdyby na jego miejscu był kto inny, Kuchiki obudziłby się już dawno - ale w jego obecności, świadomie lub nieświadomie, nie czuje zagrożenia. Rudowłosy mężczyzna siada na kanapie i podnosi ostrożnie brzeg koca - który jest tak wielki, że rozłożony, przykrywałby całą podłogę w jego dawnym mieszkanku.

Renji usadawia się obok Byakuyi - czy może raczej: w pobliżu Byakuyi, bo stara się go nie dotknąć, ani nie zburzyć w żaden inny sposób jego snu. Podobnie jak mąż, okrywa się pledem i chowa między miękkie fałdy swe zmarznięte dłonie. Ciepło otacza go i rozluźnia, zaczyna oddychać spokojniej, dopasowując się nieświadomie do rytmu oddechu partnera.

Jest mu dobrze i nie chce się ruszać z miejsca - choć wie, że trzeba będzie Byakuyę obudzić i skłonić go, by położył się wygodniej. Na razie jednak siedzi blisko, ciesząc się tym byciem-obok, ciesząc się spokojem i zaufaniem, ciesząc się, że jest ktoś, do kogo może wracać.

I na kogo pewnie nie zasłużył.

Tytuł: Komfort
Pairing: Shunsui/Ukitake, Komamura/Ukitake, Komamura/Zaraki
Rating: PG-13
Ostrzeżenia: fluff i wierdness
Timestamp: przed urodzeniem Rena i Yuu



Komfort

(I)

Ukitake śni o Zarakim Kenpachim dotykającym jego brzucha.

Nie lubi tych snów, ale wie, skąd się biorą - to tutaj wędrują wszystkie jego niepokoje, wszystkie małe i większe lęki, nieświadome obawy, które czuje, mimo iż jest absolutnie pewny swej decyzji. Miał mnóstwo czasu, by wszystko przemyśleć - i przekonał zarówno siebie, jak i Shunsui, ale myśli o tym, co może być nie tak, tkwią głęboko i wypływają na wierzch w niektóre noce.

Trudno powiedzieć, czy są to senne marzenia czy koszmary - nie chce tych snów, choć czuje się w nich dobrze: śpiący umysł rozpościera przed nim scenę za sceną. Tej nocy Zaraki: duża, pokancerowana dłoń dotyka Jyuushirou, odnajdując ostrożnie miejsca, gdzie znajdują się ogniska bólu. Kręgosłup; napięte mięśnie przy szyi, nadwrażliwa skóra na brzuchu. Intensywne reiatsu Kenpachiego nie niepokoi ani nie drażni - zresztą Ukitake przyzwyczaił się do jego energii już dawno.

Dłoń Zarakiego leży płasko na brzuchu Jyuushirou. Jasnowłosy mężczyzna czuje, że coś jest nie tak w tym obrazie, choć w tym świecie - świecie snu - on i dowódca dywizji jedenastej są jedynymi osobami, poza nimi dwoma nikogo ani niczego już nie ma. Wszystko wydaje się trwać i być w harmonii - nie trzeba nigdzie iść, o nic ani z nikim walczyć, żadnego niepokoju, żadnego strachu. A jednak...
...Jyuushirou otwiera oczy. Oddycha głęboko i kręci z niezadowoleniem głową.
- Który tym razem? - Shunsui zdaje się byc rozbawiony. Jyuushirou ma nadzieję, że nie mówi nigdy przez sen.
- Zaraki - odpowiada i marszczy czoło. - Głupoty.

(II)

Komamura: wszechogarniające uczucie ciepła i skupienie: troska wysokiego mężczyzny jest niemal dotykalna. Jyuushirou czuje jego dłonie, badające, ostrożnie sprawdzające kondycję znajdującego się w tak niezwykłym stanie ciała. W stanie... - Ukitake prawie wybudza się, ale sen zagarnia go znowu - ...stanie, gdy wszystko odbiera inaczej. Każdy dotyk jest ważny i cenny. Objaw troski - miękkie muśnięcie futrem - zapamiętywane i pielęgnowane.

Komamurę intryguje jego zapach. Chłodny nos dotyka czasem skóry, choć mężczyzna nie mówi nic - ale Ukitake nie ma temu nic przeciwko. Nie pamięta, kiedy dowiedział się, jak wygląda Saijin - być może wiedział od zawsze, ponieważ tak właśnie Saijn powinien wyglądać, obco, a jednocześnie znajomo. "Wyglądać" przypomina sobie Jyuushirou "ale przecież to nie mnie..."

...I budzi się.
- Chcesz powiedzieć, że mam się przestać golić? - mówi Shunsui.
Jyuushirou wzdycha.

Tytuł: Deszczowy dzień
Pairing: Shunsui/Ukitake
Rating: PG
Ostrzeżenia: fluff
Timestamp: Ren i Yuu mają około 5 lat



Deszczowy dzień

Pewnego dnia Ren zapytał o dziadka.

Yuu nigdy nie ciekawiły podobne rzeczy; myślał zawsze o czym innym - o zabawie z Hikaru, o obiedzie, o tym, kiedy znów odwiedzą Ziemię. Przeszłość nie interesowała go za wiele. To Ren był tym cichym bliźniakiem, dzieckiem, które intryguje wiele rzeczy - i które zapamiętuje otrzymane od dorosłych odpowiedzi z podziwu godną dokładnością. Yuu uważał, że „świat dużych” jest nudny: trzeba było w nim robić zbyt wiele rzeczy, na które się nie ma ochoty, ciągle na coś czekać i uważać, żeby nie naruszyć jakichś dziwacznych reguł. Rena ciekawiły zasady, chciał wiedzieć, skąd wszystko się wzięło - przestrzeganie reguł w codziennym życiu było zupełnie inną sprawą.

Temat dziadka pojawił się zupełnie niespodziewanie, podczas jednego z deszczowych popołudniów. Yuu nawet w czasie ulewy nie potrafił usiedzieć na miejscu, najchętniej biegałby po dworze, ubrany w kurtkę z kapturem i kalosze. Ale deszcz był dziś za mocny - więc Ukitake nakazał synom zostać w domu i wymyślić sobie jakieś zajęcie. Sam, owinąwszy nogi kocem, wziął się za czytanie raportów z ostatnich trzech dni. Był świeżo po nawrocie choroby i Unohana oświadczyła, że nie powinien podejmować na razie swych kapitańskich obowiązków. „Zwłaszcza przy takiej pogodzie”, dodała, patrząc na bliźniaków, którzy chwilę wcześniej, jednakowo mokrzy, wbiegli do domu i teraz, przebrani w jednakowe swetry (Yuu - na lewą stronę) przycupnęli na progu swojego pokoju, obserwując kapitan shinigamich ciekawym spojrzeniem. „Przypilnujecie, żeby tata nie wychodził”, powiedziała, uśmiechając się do ciemnowłosej dwójki. Yuu pokiwał entuzjastycznie głową, Ren chwilę patrzył na gościa w bezruchu, po czym, najwyraźniej opracowawszy plan, przydreptał do fotela, w którym siedział Ukitake. „Tata, masz odpoczywać” powiedział stanowczo i przyciągnął wraz z bratem z kąta pokoju gruby zwój koca. „Żeby ci było ciepło!” krzyknął Yuu i po paru minutach zapomniał już o zleconej przez kapitan misji.

Unohana wyszła niedługo potem; Ukitake widział przez szybę, jak idzie szybkim krokiem, osłonięta przed deszczem dużym, ciemnozielonym parasolem. Z pokoju bliźniaków rozległ się jakiś rumor - widać starszy z malców poszukiwał czegoś w swoich rzeczach, co zwykle łączyło się z przekopywaniem przez wszystkie posiadane przez chłopca drobiazgi. Yuu uważał porządek za przereklamowane zjawisko i zrzucał swoje bogactwa na jeden wielki stos. „Na pewno tam jest”, mówił, zapytany o dowolną należącą do niego rzecz i najczęściej ma rację - choć kondycja owej poszukiwanej przez któregoś z ojców (bądź brata) rzeczy często pozostawiała wiele do życzenia. Czasem, zwłaszcza przed wizytą Hikaru, wpadał na pomysł posprzątania całego swego majątku - i mały Kuchiki zastawał go, bawiącego się jakimiś drobiazgami, wygrzebanymi z głębi stosu. „Mówiłeś, że to zgubiłeś!” dziwił się rudowłosy chłopiec i oglądał odżałowaną już parę dni temu zabawkę. Gra, po wciśnięciu przycisku z tyłu, zaczęła od razu terkotać, buczeć i wydawać z siebie dziwaczne dźwięki. „Bawimy się w wykrywanie hollowów!” wołał Yuu i cała trójka rozpierzchała się po budynku.

Ren przyszedł na świat zaledwie minutę po swoim bracie, lecz charakter miał krańcowo inny - to było tak, jakby ktoś przygotował dwa zestawy cech, starając się usilnie, by żadne się nie powtórzyły. Mały Yuu był hałaśliwy - Ren siedział cichutko przez długie godziny; Yuu niecierpliwił się szybko - młodszy bliźniak zaś spokojnie oczekiwał na różne rzeczy, patrząc czasem zdziwionym wzrokiem na zajmującego się trzema sprawami naraz brata. Gdy było ciepło i sucho, zdarzało się, że całymi popołudniami czekali na pojawienie się Hitsujiego - w tym czasie Ren siedział spokojnie na trawie, układając kamienie lub patyki, Yuu biegał, właził na drzewa, dopytywał się opiekującego się nimi rodzica, ile na świecie jest arrankarów, czy fajnie jest mieć bankai i kiedy wreszcie otworzy się przejście. Ren zdawał się mieć niespożyte pokłady cierpliwości i jak mały mistrz zen śledził wędrujące po niebie słońce i wstawał w momencie, gdy brama między światami zaczynała się wyłaniać. Hitsuji wybiegał, gdy tylko skrzydło choć trochę się uchyliło - i hałaśliwie witał się z obu braćmi, podobnie jak Hikaru energiczny i głośny.

Lecz teraz padał deszcz i chłopcy nie mieli nigdzie wychodzić - ani z nikim się spotkać (mały Kuchiki zresztą odsiadywał w domu jakąś kolejną, narzucon przez ojca karę). „Bawimy się w wyścigi!” oświadczył Yuu jakieś dziesięć minut wcześniej i teraz wraz z bratem siedzieli przy oknie, obserwując uważnie wybrane przez siebie krople deszczu. „Wygrałem, wygrałem!” wołał co jakiś czas starszy chłopiec, patrząc jak jego faworytka dociera jako pierwsza do dołu okiennicy. „Teraz biorę tą!” decydował, wskazując na jakąś kolejną wodną drobinkę; Ren z całą powagą notował wygrane ich obydwu.

W końcu jednak Yuu się znudził i zlazł z krzesła pod oknem, pozostawiając brata samemu sobie. Ren, pomagając sobie liczeniem na palcach, podsumował wyniki i odłożył zeszyt na parapet. Ukitake podniósł głowę i przyglądał się synowi z uwagą: chłopiec zawsze decydował się wolno, jakby rozważał szczegółowo każdą przychodzącą mu na myśl ewentualność.
Mały zszedł wreszcie z miejsca pod oknem i podszedł do fotela: „Mogę, tata?” zapytał, a Ukitake skinął głową, pozwalając malcu wspiąć się na szeroki bok mebla. Ren wdrapał się na to miejsce bez najmniejszego problemu: obaj z Yuu opanowali to bardzo dawno i czasem siedzieli tak we trzech (Shunsui w fotelu natychmiast zasypiał).

- ...Dziadka? - powtórzył Ukitake, zastanawiając się, co małemu przyszło do głowy. Sam o swym ojcu nie myślał już dawno, od jego śmierci minęło już prawie milenium. Rodziców Shunsui nie pamiętał za dobrze - odeszli w czasie, gdy nie byli jeszcze ze sobą blisko, przynajmniej nie tak blisko, by Kyouraku zaprosił go do domu na wizytę. W owym czasie klan Shunsuich podobny był do Kuchikich - przekonany o swojej wyższości nad resztą shinigamich. Drugi w kolejce dziedziczenia syn okazał się czarną owcą - i nie miał nic przeciwko „brataniu się z pospólstwem” ani innym tego rodzaju konszachtom.

Od tego czasu jednak minęły już setki lat i wszystko się zmieniło - Kyouraku i on byli jedynymi w swoim rodzaju, jedynymi prócz Yamamoto i jego zastępcy, którzy wytrwali z tak wysokim poziomem mocy przez długie wieki. Seiritei zmieniało się i inaczej rozkładały się podziały sił - zawiązywane były i łamane sojusze, małżeństwa i umowy połączyły niektóre z rodów i nadały im większe znaczenie. Narodziny Yuu i Rena wywołały lekki zamęt w tym wszystkim - nikt nie zakładał przecież nigdy, że ten akurat związek doczeka się jakiegoś potomstwa. Ukitake słyszał pogłoski o tym, że przedstawiciele niektórych „poważnych klanów” udali się nawet do Yamamoto, by wyrazić swoje oburzenie. „Trzeba było o tym pomyśleć dwa tysiące lat temu” miał odpowiedzieć dowódca Gotei i petenci odeszli jak
niepyszni. Próbowali też coś wskórać u Rady, ale ta w kwestii dziedziczenia miała dość niewzruszone zasady.

- Twój dziadek Seichirou był podobny do mnie... miał tylko ciemne włosy. Też długie. Był silnym shinigamim. Pomagał zakładać Akademię. Odprawiał dusze, zanim jeszcze powstało Gotei - i był przyjacielem kapitana Yamamoto.
- Zabijał hollowy?
- Jeśli było trzeba.
- Jak pan Kurosaki?
- Kuros...
- Hitsuji mówi, że jego dziadek jest najsilniejszy.
- Najsilniejszy z dziadków? Trudno mi powiedzieć. Isshin i twój dziadek nigdy się nie spotkali.
- Czy ja mogę mieć dziadka?
- Już raczej nie. Minęło trochę za dużo czasu. Ale powiem ci coś... Wiesz, ile masz wujków i kuzynów?
- Ile?
- Stu dwudziestu siedmiu.
- Tak dużo? - Ren otworzył oczy szeroko. Jyuushirou widział, że próbuje coś policzyć.
- Tata?
- Co?
- ...To może ja już zacznę szykować prezenty..?

Tytuł: Małe kawałki światów
Pairing: Komamura/Ukitake, Komamura/Grimmjaw, Shunsui/Ukitake (wspomniane)
Rating: PG-15/R
Ostrzeżenia: angst, Sandbox AU (historia nie należy do kanonu Sandbox Society)



Uwagi: ten fik dzieje się w alternatywnej, nieco bardziej mrocznej wersji Sandboksa: Ukitake stracił swoje dziecko/dzieci. Tousen zginął w czasie walki między Gotei a Aizenem. Ocalał natomiast Grimmjaw. Wspominana w tekście Chiyoko to mała córeczka Komamury i arrankara. Grimm po narodzinach dziecka uznał, że ma dosyć rodzinnego życia i odszedł. Do Komamury natomiast zbliżył się Ukitake...

Małe kawałki światów

Pokój jest cichy i pogrążony w półmroku. Wszystko, by nie wybudzić uśpionego niedawno dziecka; Ukitake delikatnie wkłada do kołyski maleńką, niebieskowłosą dziewczynkę i przykrywa ją kocem. Mała nie rozbudza się nawet na moment: ciepło koca zastępuje jej ciepło ramion, które trzymały ją do tej pory.

Ukitake wychodzi, przymykając ostrożnie drzwi. Komamura stoi na korytarzu - jeszcze wciąż w stroju shinigamich, choć już bez kapitańskiego płaszcza, ten wreszcie zdjął bo kilkunastu godzinach urzędowania w swojej kwaterach swojej dywizji. Czuje wdzięczność ---
Ukitake jest dalej w swym płaszczu. Pracował dzisiaj równie długo.

- Dziękuję, ja... - zaczyna cicho. Białowłosy mężczyzna kręci lekko głową i uśmiecha się:
- Nie ma za co - mówi i przeciera dłonią oczy. Potem odgarnia z twarzy włosy.
I nadal się uśmiecha: Saijin zna ten uśmiech: tak powszechny, że traktowany jak coś zwykłego, coś, co przychodzi bez żadnego powodu czy wysiłku. Kapitan Ukitake to ten, który się uśmiecha, ten, który ma serce otwarte dla wszystkich - choć bogowie wiedzą, ile kosztuje taki ideał. Który, jak to ideały, nie ma zresztą wiele wspólnego z prawdą - jeśli tylko chcieć przyjrzeć się bliżej. Pod pogodą kryje się smutek, pod uśmiechem - "widziałem już wszystko", w gestach - tych poza kontrolą, poza ścianami dywizji widać smutek i boleść.

Komamura nie jest dobry w uczuciach i emocjach - ale potrafi dostrzec różnicę. I pamięta Ukitake innego, Ukitake pełnego cichej siły, pełnego odwagi i dumy - które zresztą są tam nadal, ale bez radości, bez pewności siebie, bez przekonania, że wszystko będzie dobrze.
Saijin wie, że jedna rzecz już nigdy dobra nie będzie.

I stoi przed Ukitake, naprzeciwko Ukitake - gest, mimika, drgnienia reiatsu mówią znacznie więcej niż słowa. Saijin czuje zapach - zna doskonale woń drugiego kapitana, w niezliczonych wersjach: od odoru ciała wymęczonego, rozgorączkowanego i trawionego chorobą po zapach przypominający morze, sztorm i woń ozonu - na moment przed użyciem Ukitakowego bankai.

Teraz w kapitanie trzynastej dywizji Komamura czuje żałość - i wdzięczność, pomieszane emocje, żal, radość, tęsknotę. Ukitake... pachnie tak inaczej niż dwa lata temu, bardzo krótko. Saijin pamięta ten zapach - i wrażenie: gromadzenia mocy, poczucia "stanie się coś wielkiego, jestem szczęśliwy, czekam, czekam, czekam..."

A teraz Jyuushirou jest sam, samotny wśród tłumu przyjaznych mu osób, samotny - bo wciąż niemogący pogodzić się ze stratą. Komamura nie sądzi, by ktoś inny aż tak pamiętał... nawet Kyouraku pachnie znacznie bardziej spokojnie i bez tego niegasnącego nigdy zapachu lęku-stresu. "Zepsułem, zniszczyłem, jak mogłem" zlepione w ciasną, raniącą ciągle kulę. Choć z wierzchu niczego nie widać. Bo zawsze - by nie zostać zmiażdżonym i odsuniętym  - trzeba zachowywać pozory.

Minuty po minucie rozciągają się między nimi jak linie reiatsu. Ukitake stoi wciąż w miejscu: chce-nie chce już wyjść z tego domu, domu, w którym jest Komamura i dziecko, w którym jest dziecko - przede wszystkim, Saijin nie ma co do tego złudzeń. Pragnie, by jasnowłosy mężczyzna został - ale nie dlaego, że potrzebuje opiekunki.
"Nie opuszczaj..." myśli i nie pozwala domyśleć tego zdania do końca - ale...

...Ale podejmuje decyzję.

Robi dwa kroki. Ukitake patrzy na niego uśmiechniętym nieprawdziwie wzrokiem, wzrokiem, w którym widać smutek. Saijin zbiera się na odwagę i obejmuje drugiego mężczyznę - który, gdyby tylko chciał, mógłby w ułamku chwili pogruchotać mu kości za zuchwalstwo.
Ale kapitan nie zamierza go karać - najpierw nieruchomieje, zaskoczony, po czym, po chwili wahania, odwzajemnia uścisk. Dłonie (które mogłyby stwarzać i niszczyć słońca) wczepiają się w niego kurczowo, zaciskają na tkaninie uniformu, przesiąkniętego zapachem kurzu.

Wydaje się kruchy; w półmroku biel włosów zlewa się z bielą płaszcza - drobna, alabastrowa figurka od której zależy los tego świata. Chwilę potem Ukitake odsuwa się i w jego spojrzeniu nie widać już smutku ani żałości: sa znów - zamknięte, schowane, znowu pod kontrolą, uśmiech z powrotem wydaje się bardziej promienny.
- Ukitake... - mówi Komamura, czując się dziwnie, pomijając przynależny temu mężczyźnie tytuł; przez moment boi się, że może to zostać odczytane jako nadmierna śmiałość. Ale Ukitake podnosi tylko głowę i patrzy mu w oczy; i Komamura nie jest pewien, czy dobrze rozumie to spojrzenie, czy rozumie w nim wszystko, ale przytakuje i dotyka ostożnie (jego dłoń wydaje się teraz tak wielka - zbyt wielka!) białego, chłodnego policzka.

"Jest... coś nie tak. Nie tak" - myśli Komamura niedługo potem, ale jego myśli rwą się, rozpraszane przez desperacką, rozpaczliwą pasję i pragnienie. Ukitake przyciąga go do siebie - wczepiając dłonie w grube, krótkie futro, prawie sprawiając ból -  Saijin musi/chce się pochylić, Ukitake rozluźnia uścisk, jakby uspokojony - jego dłonie wędrują po klatce piersiowej Saijina (na skórze Ukitake nie widać ani jednego włoska).
Nowy, niespodziewany zapach: woń podniecenia, bliski zapach skóry - wszystkie zapamiętane dotąd przez Komamurę wrażenia związane z kapitanem trzynastej dywizji powielane są teraz i intensyfikowane po wielokroć. Zapach - smak skóry: Ukitake mówi coś i zaciska zęby, gdy język Komamury wędruje po jego ciele, próbując, poznając.
"Niemyślzapomnij" - myśli Saijin, przesuwając dłońmi po płaskim brzuchu i zatrzymując je na kształtnych, muskularnych udach. Zapach podniecenia - zapach erekcji drugiego mężczyzny - przyprawia o zawrót głowy, lekkie i oszołomione "Nic-mnie-nie-obchodzi", nic prócz tego - bez niego, świat mógłby poza tym nie istnieć.
Potem - stara się być ostrożny i uważny, opierać się niecierpliwym ponaglaniom Jyuushirou, różnica w wielkosci, dysproporcja w rozmiarach ciała jest mimo wszystko bardzo duza.
Zlizuje warstewkę potu z pleców kochanka, który zaciska dłonie na poduszkach: palce Komamury - dwa w tej chwili - są szerokie i duże. Futro dotyka nadwrażliwej, odsłoniętej skóry; oddech Ukitake jest nieregularny, urywany. "Jyuushi... myśli/mówi Komamura, nie ma pojęcia, czy mówi, skupiony na ciele drżącym i prężącym się pod jego dotykiem.

Po wszystkim oddech Ukitake uspokaja się powoli, serce z szaleńczego rytmu wraca w spokojną, miarową kadencję. Dotyk futra nadal go ciekawi, sprawia przyjemność, przymykając lekko oczy gładzi obejmujące go ramię. Powinni wstać - dłoń Komamury wciąż delikatnie błądzi po smukłym ciele i zatrzymuje się na wąskiej, niewidocznej już prawie zupełnie bliźnie. Saijin nieruchomieje na moment. Jyuushirou otwiera oczy i kiwa głową.

Chiyoko pewnie obudzi się lada chwila.

Tytuł: Powrót
Pairing: Komamura/Tousen
Rating: PG
Ostrzeżenia: fluff cukrzycowy
Timestamp: przed narodzinami Susumu



Powrót

Budzi się, słysząc głosy dochodzące z ulicy - jest rano, być może jeszcze przed świtem. Przez moment nie pamięta gdzie jest, ani co się dzieje; wie tylko, że czuje się dobrze i nie chce za żadne skarby się ruszyć. Jego ciało jest teraz bardzo wrażliwe na dotyk - i miękkość futra Komamury jest dla niego milsza niż kiedykolwiek; lubi zasypiać w objęciach silnych ramion lub przytulony do pleców przyjaciela. 
Lubi - znów - czuć się bezpiecznie; nawet jeśli ma to oznaczać, że ktoś musi go bronić, ktoś ma nad nim przewagę, władzę.
Ostrożnie zmienia pozycję; dziecko też układa się w jego brzuchu. Kaname ziewa; potem naciąga na siebie kołdrę i zapada w płytką drzemkę. Myśli, zrazu wyraźne i składne, zapętlają się stopniowo i plączą.

Zasypiając, Tousen zastanawia się nad imieniem dla dziecka.
Budząc się, myśli, jak będzie wyglądało w stroju shinigamich.

Tytuł: Nic innego
Pairing: Komamura/Tousen
Rating: PG-13
Ostrzeżenia: spoiler do ostatnich odcinków mangi
Timestamp: jakieś półtora roku po zakończeniu walki z Aizenem


Nic innego

Ma cichą obsesję na punkcie tych blizn. Gdy leży koło Kaname, dotyka ich delikatnie wierzchem dłoni, czasem wodzi po nich koniuszkami palców - po tych nierównych, ostrych liniach, różniących się od reszty skóry grubością i barwą. Lubi, kiedy Kaname zasypia bardzo blisko - skulony, przytulony do jego futra, jak nikt pasujący do Saijinowych objęć.

Myśl o życiu bez niego jest przerażająca, absurdalna - coś, czego nie jest w stanie ogarnąć. I nawet nie chce zacząć; wsłuchuje się teraz w regularny, cichy oddech i jest szczęśliwy.

Nie chce niczego innego.

Tytuł: Coś nowego
Pairing: Komamura/Tousen
Rating: G
Ostrzeżenia: fluff
Timestamp: tydzień po narodzinach Susumu :)



Coś nowego

Zadanie nie jest proste: nie ma nic wspólnego z machaniem mieczem ani niczym, czym Komamura zajmuje się na co dzień. I niczym, co dobrze opanował; a przy Susumu trzeba wszystko zrobić dobrze od razu.

Bierze go ostrożnie z łóżeczka: ciągle mu się wydaje, że ma zbyt wielkie ręce albo że trzyma malca za mocno. Nie czuje zapachu lęku i to go trochę uspokaja. Ale z wonią synka nie oswoił się jeszcze tak do końca.

Chłopiec jest rozbudzony i głodny; Saijin ogląda się w stronę kuchni, skąd Kaname niesie podgrzaną butelkę mleka. Czegoś w rodzaju mleka - mężczyzna uświadamia sobie, że nie wie dokładnie; jego partner ma lepszą pamięć do tego rodzaju szczegółów.
Od któregoś momentu włącza się chyba instynkt; skądś wie, jak złapać butelkę, jak przytrzymać główkę i kiedy mały wypił już wystarczająco dużo. Nakarmiony, chłopiec marszczy nosek i strzyże uszami; najwyraźniej to, co widzi, wydaje mu się ciekawe. Saijin wierzchem dłoni głaszcze go po policzku; cały czas boi się zrobić mu krzywdę albo przestraszyć.

Ale Susumu nie wydaje się czegokolwiek obawiać. Kicha i marszczy nosek znowu, starając się podnieść małą główkę. To oczywiście o wiele za szybko - ale Saijin nagle skojarza, o co chodzi i inaczej układa synka, przytrzymując go bliżej siebie, tak że mały może czuć zapach jego futra.

Najwyraźniej ma rację: chłopiec mruży oczy i zaczyna ostrożnie węszyć. Saijin zdaje sobie sprawę, że ma dziś świeżo wyprany płaszcz i że mały nie poznaje jego woni. Ale zna zapach swojego rodzica; i po chwili akceptuje nowy wariant, jeden z wielu.

Komamura pochyla głowę i dotyka nosem małego, pokrytego jasnym futrem uszka.

Tytuł: Wstawanie
Pairing: Komamura/Tousen
Rating: G
Ostrzeżenia: fluff
Timestamp: Susumu ma około 4 latka



Wstawanie

Susumu lubi poranki i jasną, słoneczną kuchnię. Tata zawsze budzi go rano. Czasem tata-Saijin wraca dopiero na noc i wtedy nie widują się. Ale rano witają się zawsze.

Susumu jest zaspany, gdy trzeba wstawać i trze oczy, drepcząc ze swojego pokoju. Tata-Saijin jest jeszcze w nocnym ubraniu. Tata-Kaname czasem przychodzi, czasem nie - różnie to bywa. Susumu już rozumie, że dla tego taty dzień i noc wyglądają właściwie tak samo.

Wdrapuje się na swoje - wyższe od reszty - krzesełko i siada przy swoim nakryciu. Śniadanie już zwykle na niego czeka. Tata robi dobre jedzenie. I czasem - w tajemnicy przed drugim tatą - daje Susumu gorącą czekoladę.

Kiedyś, gdy był jeszcze zupełnie mały, tata głaskał go rano po głowie. Potem Susumu zasypiał - i szybko zapadał znów w sen do czasu, gdy nie zbudził się tata-Kaname. Pewnego dnia jednak wyszedł z łóżka po pogłaskaniu i podreptał - chcąc jeszcze trochę pobyć z drugim tatą - do pachnącej kawą i chlebem kuchni. Potem stał w oknie i machał tacie na do widzenia.

A wstążka, która biegła do niego od taty wydawała się jeszcze ładniejsza i szersza.

Tytuł: Cena
Pairing: Komamura/Tousen
Rating: PG-13
Ostrzeżenia: fluff/angst
Timestamp: pięcioletni Susumu
Uwagi: bezpośrednio po schwytaniu Tousena Gotei (a dokładniej: Mayuri) zablokowało jego moce, zakładając mu wiążące reiatsu pieczęcie. Pieczęcie te stały się zresztą przyczyną przyjścia na świat Susumu: reiatsu Tousena, nie mogąc się uwolnić, skopało mu co nieco działanie organizmu. Blokady są widoczne lub nie - zależy od poziomu mocy. Jeśli poziom reiatsu jest za wysoki, pieczęć aktywuje się, zmniejszając go do poziomu dozwolonego. W chwili obecnej Tousen nie może korzystać ze swojej mocy - pieczęcie są jedynie trochę rozluźnione, pozwalając mu jedynie na "widzenie" za pomocą reiatsu niektórych rzeczy.


Cena

Czasami widział grube brunatne linie na nadgarstkach niższego taty.

Czasem znikały zupełnie - innym razem pęczniały i rosły, obejmując ręce taty jak dziwne, nierówne bransoletki. Kiedy indziej robiły się ostre, jakby ktoś powbijał w nie gwoździe. Tatę musiało to boleć - widział przecież jego smutną minę, zmarszczki, które pojawiały się na czole, czuł zapach, w którym był i niepokój, i strach, i cierpienie. Susumu kochał tatę i wiedział, że jest odważny i dzielny. Nie mógł zrozumieć więc, czego tata mógłby się  bać - i czemu musiał nosić te straszne rzeczy.

Podobno - dawno, dawno temu - tata zrobił coś niedobrego. Złe "cosie" miały być karą i przypominać, że był niegrzeczny. Susumu kiedyś zapytał, czy tata nie wolałby innej kary.

Tata pogłaskał go tylko po głowie i wrócił do czesania jego futra.

Tytuł: Niepokoje
Pairing: Ren/Hitsuji, Shunsui/Ukitake
Rating: PG-13
Ostrzeżenia: lekki angst, objawy choroby Ukitake
Timestamp: bliźniacy są już dorośli, nie Yuu mieszka już w posiadłości rodziców



Niepokoje

Jest noc, ale Hitsuji nie może zasnąć: szeroko otwartymi oczami wpatruje się w sufit pokoju, którego właściciel śpi tuż obok, rozparty wygodnie na dużej poduszce. Wszystko w tym domu jest duże i dlatego Hitsuji czuje się trochę nieswojo - w sypialni, w której się znajdują, zmieściłoby się całe mieszkanie, które zajmuje w Karakurze. Po raz kolejny przypomina sobie, że przecież Ren jest arystokratą i że jego rodzice są bogaci. Ich zachowanie zresztą różni się znacznie od innych przedstawicieli tej klasy - nie żeby Hitsuji spotykał arystokratów zbyt często.

Z głębi domu słyszy nagle czyjś kaszel. Odgłos powtarza się parę razy - zrazu cicho, potem coraz głośniej. Ren nie reaguje, nadal pogrążony w śnie; Hitsuji postanawia go nie budzić. Sam jednak, znużony bezsennością, wstaje cicho i podchodzi do drzwi. Jakieś inne otwierają się właśnie w głębi korytarza - i kaszel rozlega się znów, bliżej.

Odgłos budzi w nim niepokój: przypomina mu nie zwykłe kasłanie a jęk rannego zwierzęcia; nawet nie zauważa, gdy wychodzi z pogrążonego w mroku pomieszczenia. Idzie bezszelestnie po miękkim dywanie, który zdobi korytarz - i który wart jest pewnie więcej niż dwie Karakury razem wzięte.

Kapitan Ukitake siedzi na jednym z foteli ustawionych przy oknie - i tłumi kaszel, zasłaniając usta chustką. Hitsuji podchodzi parę kroków bliżej i nagle zamiera: widzi na dłoni i na białym materiale krwawe plamy.
- Panie Ukitake... - zaczyna, ale ojciec Rena potrząsa tylko głową, pokazując, że nie może tu nic pomóc. Jego ramiona drżą lekko; Kurosaki stoi niespokojnie, chcąc iść, ale nie wiedząc, czy jednak nie powinien coś zrobić - i wsłuchując się w urywany oddech, oddech kogos, kto ma najwyraźniej ogromne problemy z zaczerpnięciem powietrza.
- Shiro..? - słyszy nagle i z pewną dozą ulgi widzi, jak jedne z drzwi się otwierają i wychodzi z nich drugi z rodziców Rena. Kyouraku-san, owinięty w szlafrok idzie żwawo w ich stronę - Hitsuji, z niejakim zdumieniem uświadamia sobie, że mężczyzna - tak jak Ren - również ma długie, kręcone włosy.
- Jyuushirou, znów? - mówi teraz cicho, mijając Hitsujiego i podchodząc do białowłosego kapitana. - Przecież ostatni był trzy miesiące...
Hitsuji wycofuje się, nie chcąc się wtrącać ani być wścibskim gapiem.

Wraca do Renowego pokoju; jego chłopak dalej śpi, przyzwyczajony widocznie w swym domu do tego rodaju dźwięków. Hitsuji kładzie się obok: jego miejsce na łóżku nie zdążyło się jeszcze zrobić zimne. Odwraca się i ostrożnie przytula się do młodego Ukitake; Ren mruczy coś przez sen. Hitsuji nie może uspokoić się jeszcze dosyć długo:

Słucha, jak Ren oddycha.

...Ufff! *ociera pot łapą*

sandbox society, au, komamura/tousen, susumu, renbya, sandbox fic, shunuki, bleach, fik, ficlet

Previous post Next post
Up