Wszystkiego, wszystkiego najlepszego
le_mru !
Więcej czytelników, więcej komentarzy, jeszcze więcej słów i wena.
Więcej fajnych imprez, mniej kaca po nich.
Więcej multifandomu, mniej viatorisów (wirtualnie i w realu)
Wszystkiego najlepszego
A poza tym, to coś napisałam. wiem, ze temat nie Twój, ale sorri, Kara/Lee nie napiszę.
Tytuł: poszukiwany (tzn tytuł jest poszukiwany XD)
fandom: BSG - Adamas, Kara, Zak (czyli w sumie też Adamas)
spojlery: tak właściwie to do 1x04 Act of Contrition, cytaty z 1x02 Water i ogólnie tym odcinekim zainspirowane.
słowa: 1 127
ostrzeżenia: ja nie piszę, a tu jest nawet dialog
Za betę bardzo dziękuje
ffukacz .
dedykowanie:
le_mru , na urodziny
- Nie potrafię przestać myśleć o Olympic Carier.
- To było trzy dni temu. W obecnych okolicznościach to już starożytna historia. Zostaw spekulacje historykom.
- Czy nie spoczywa na nas szczególna odpowiedzialność? Czy jako dowódcy nie powinniśmy zastanawiać się nad naszymi działaniami, sam nie wiem, upewnić się, że podjęliśmy słuszne decyzje?
- Zrobiliśmy, co było konieczne. Człowiek musi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, niezależnie czy były słuszne, czy nie. Przyjmuje konsekwencje i musi z nimi żyć. Każdego dnia.
- Prawdziwym mężczyzną stajesz się, dopiero kiedy dostajesz skrzydełka pilota.
Pierwszy raz usłyszał to zdanie, kiedy postanowił wstąpić do szkoły oficerskiej. Ojciec chciał go chyba w ten sposób pochwalić. W końcu Lee dokonał najlepszego z możliwych wyborów. Co prawda wtedy wciąż nie wiedział, czy chce być pilotem, ale po co rozpoczynać dyskusję, skoro sam się jeszcze nie zdecydował. Jedli kolację, a to był jeden z tych dni, kiedy rodzice udawali, że wszystko jest w porządku.
Zak miał wtedy 13 lat.
Po roku Lee cieszył się, że nie rozpoczął tej dyskusji przy szczęśliwym stole. Zaczął trening pilota.
Zak miał wtedy 14 lat.
- Prawdziwym mężczyzną stajesz się, dopiero kiedy dostajesz skrzydełka pilota.
Drugi raz usłyszał to zdanie miesiąc po skończeniu akademii (podczas rozdania dyplomów ojciec latał gdzieś w okolicach Czerwonej Linii). Tym razem to chyba miały być gratulacje.
Zak miał wtedy 16 lat i już wiedział, że chce być pilotem.
Tylko Lee nie był tego taki pewien.
Pięć lat później niż powinien Lee podjął dyskusję, którą miał zacząć przy tamtej perfekcyjnie udanej kolacji. Tylko, że zamiast z ojcem rozmawiał z Zakiem.
- Świat nie kończy się na byciu pilotem.
- Aha, tylko zaczyna.
- Czekaj. Nie. Kończy się. Za to zaczynają rozkazy i cała reszta.
- Wiem, jak działa wojsko, Lee.
Wiedzieli to od zawsze.
- Mówię ci tylko, że to może niekoniecznie twoja droga. Nie każdy Adama musi być pilotem.
- Ty jesteś.
- Może powinieneś rozważyć inne opcje.
- Taa, bo niezdanie egzaminów do szkoły oficerskiej pomoże mi w dostaniu się na medycynę.
- Może po prostu nie masz być pilotem i tyle. To, że ojciec jest wojskowym nie znaczy, że musisz coś udowadniać. Możesz wybrać coś innego.
- Łatwo ci mówić. Ty dostałeś się wszędzie.
- Daj spokój. Naprawdę nigdy nie zastanawiałeś się nad czymś innym?
Zak udał głębokie zamyślenie.
- Jak miałem 4 lata, to chciałem być strażakiem.
Zaśmiali się obaj.
- A ty? Co byś robił, jakbyś nie był pilotem?
Lee zastanowił się przez chwilę, głownie po to, żeby się upewnić, że nic innego nie przyjdzie mu jednak do głowy.
- Chyba prawo.
- Serio? Myślałem, że złożyłeś tam papiery ze względu na dziadka.
- I może masz trochę racji. Jego gabinet zawsze wydawał mi się trochę magiczny. Ten regał wyłożony podręcznikami i rocznikami orzeczeń. Słyszałeś kiedyś jak mówił o prawie? Fascynowało mnie jak potrafił poruszać się w tym wszystkim. W pięć minut potrafił wybrać najważniejsze precedensy do każdej sprawy, jakby znał wszystko na pamięć.
- I tu ja odpadam.
- W sumie to świetna praca. Zwłaszcza, jeśli jak dziadek zajmujesz się prawami obywatelskimi. Można wiele zdziałać.
Zak wyglądał na rozbawionego.
- Pilotowanie jest ci chyba pisane. Żeby być prawnikiem, musiałbyś najpierw zejść na ziemię.
Roześmiali się ponownie.
Chyba tak.
Zak miał wtedy 18 lat.
Gdy Zak w końcu trafił do grupy pilotów cieszył się jak dziecko. Jak mężczyzna poprawił samego siebie Lee, kiedy obserwował jak podekscytowany Zak opowiada ojcu o jakimś egzaminie. Lee wiedział, że komandor Adama uruchomił swoje znajomości. Nie przeszkadzało mu to jednak. Młodemu szło co prawda nie najlepiej, ale cieszył się szkołą, Viperami, wszystkim. I to się liczyło.
Wkrótce Apollo odkrył, że dobry humor brata to nie tylko zasługa latania. Lee jako jedyny wiedział, że Zak miał romans ze swoją instruktorką. Sam się zdziwił, jak niewiele mu to przeszkadzało. Zak był szczęśliwy. O Starbuck słyszał niejedno, ale z pewnością była odpowiednią osobą, żeby nauczyć jego brata latać.
W końcu ją poznał. Tamtej pijanej nocy, do której już nigdy nie wracali, przekonał się, że plotki o Karze Thrace miały w sobie trochę więcej niż ziarno prawdy. Pilot, który za sterami Vipera myśli o śmierci i się nie boi może być genialny, ale też musi być szalony.
Wkrótce przekonał się, że na chwilę obecną jej szaleństwo dotyczyło głównie jego brata.
Zak miał wtedy 21 lat.
Po raz drugi upili się razem, kiedy świętowali zdobycie skrzydełek przez podporucznika Adamę. Sami, w trójkę, w jego, Apollo, mieszkaniu. Kara i Zak chcieli jeszcze trochę poczekać w ukryciu, żeby uniknąć niewygodnych pytań. Lee jednak nie odmówił sobie przyjemności zadawania ich w różnych wersjach. Po którymś kieliszku przestał, bo Kara nauczyła się odpowiadać na nie bezbłędnie. Nawet na poważnie.
Zak miał wtedy 23 lata.
Lee stał obok swojej łkającej matki, usiłując utrzymać ją na nogach. Zwykle musiał to robić z innych powodów. Nie powinien o tym myśleć. Nie, nie powinien. Bo czy to miało teraz jakieś znaczenie? Nie powinien także, zamiast patrzeć, jak trumna jego brata powoli osuwa się w ziemię, obserwować ojca, stojącego po drugiej stronie grobu. Nie potrafił jednak nic na to poradzić. Patrzał, nic więcej. Ostatnia osoba, która potrafiła zmusić Lee do rozmowy z ojcem właśnie odbywała swoją ostatnią drogę. Choć „właśnie” nie było odpowiednim słowem. Zak zaczął tę drogę trzy lata temu, wsiadając po raz pierwszy do Vipera, siadając w kokpicie, gdzie w ogóle nie powinien się znaleźć. Nie powinien nawet znaleźć się w symulatorze. Ale ojciec oczywiście musiał mieć synów pilotów, więc zadzwonił gdzie było trzeba. Zasady, o których tyle mówił, musiały oczywiście ustąpić, kiedy chodziło o niego. Jak zawsze.
Starbuck stała obok niego, usiłując zachować fason instruktorki lotów. Nie bardzo jej to wychodziło. Biedna Kara. Nie dostała nawet flagi. Zamiast nosić żałobę, jak należało, musiała przed wszystkimi udawać, że śmierć Zaka obchodzi ją jedynie jako byłą instruktorkę, która straciła pilota. Musiała oglądać nagranie z wypadku i analizować błędy, jakie popełnił jej były kadet, tłumaczyć Komisji dlaczego pomylił się przy, w sumie nieskomplikowanym, manewrze, czemu nie usiłował się katapultować wcześniej, czemu skończyło się jak się skończyło. Potem pewnie zrobią z tego jeszcze materiał edukacyjny i będzie musiała go pokazywać przyszłym pilotom.
Kiedy słychać salwę honorową, ojciec salutuje stojąc na baczność, jak wypada żołnierzowi. Starbuck rozkleja się zupełnie, wygląda jakby strzelali nie w powietrze, tylko do niej, tak że człowiek zastanawia się po co to wszystko, niech już skończą i pozwolą ludziom na żałobę. Lee też najchętniej rzuciłby to wszystko i zaczął płakać po swoim bracie.
Jednak dopiero z ostatnim wystrzałem opuszcza rękę i daje kręgosłupowi chwilę wytchnienia.
Za miesiąc Zak miałby 24 lata.
- Wiem, że to pan dowodził patrolem, który zniszczył Olympic Carier. Wiem jak trudno z tym żyć. (…)
- Nie mogę przestać o tym myśleć. Ale człowiek musi wciąż odpowiedzialność za swoje czyny, nie może spekulować nad poprawą swoich decyzji. Musi z tym żyć. Każdego dnia.