Mar 21, 2012 00:21
Najciekawszą częścią moich praktyk jest to, że dużo przebywam z normalsami, czyli w tym wypadku nie-feministkami tudzież innymi osobami przyzwyczajonymi do mnie. A jako, że czytanie akt jest generalnie nudne i trzeba coś zrobić, żeby się nie narobić, a czas minął, więc gadamy.
Zadziwia mnie, jak dużo gadamy z dziewczynami o: małżeństwie, ślubach, dzieciach (kto ile chce i kiedy urodzić). Mam wtedy takie dziwne uczucie odłączenia. Bo dla nich są to kwestie, z którymi się spotykają na ci dzień, a ja się obracam w sferze abstrakcji.
Po raz pierwszy też (a przynajmniej po raz pierwszy świadomie) obserwuje dynamikę „różnic” w postrzeganiu świata przez kobiety i mężczyzn. Ale też różne podejście do tych różnic. Koleżanka M. czytała książki Lwa Starowicza „O kobiecie” i „O mężczyźnie” (nie czytałam, nie wiem, nie mam opinii). Jej się bardzo podobały i opowiadała o nich z takim zaciekawieniem, że autor tak fajnie analizuje, jak myśli kobieta, a jak mężczyzna. I jej podejście było właśnie takie: myślimy inaczej i jest to ciekawe. Na co kolega (który książek nie czytał): „Co? Jak mu się udało opisać w jednej książce jak myśli kobieta?” w znaczeniu „przecież to jest niemożliwe zrozumieć, jak myśli kobieta” (sorry za te wszystkie dopowiedzenia, ale nie jestem w stanie oddać mimiki, tonu głosu i innych elementów pozawerbalnych, które bardzo się tu liczą). Ona miała takie podejście „różni, ale równi” a on od razu ustawił hierarchię. Choć to nie było jego intencją to od razu sprowadził nas (kobiety) do parteru i pokazał, gdzie jest nasze miejsce.
A co gorsza nie powiedział nic nadzwyczajnego. Kto nie słyszał wcześniej podobnego zdania (wiem, że powiedzenia typu „faceci” też są częste, ale to jednak nie to. A może to to - przekonajcie mnie)? To zdanie od razu ustawia faceta, jako wzorcowego, przeciętnego, człowieka bez płci, figuranta w statystykach, o którym się myśli, chcąc coś stworzyć „dla wszystkich”. Jego myślenie jest normalne i prawidłowe (z całymi implikacjami pt. „co i jak stworzyć dla wszystkich”). Kobieta jest Inną. Jej myślenie jest inne i pokrętne i co najważniejsze nawet nie warto próbować jej zrozumieć. I nie warto tworzyć niczego opierając się na jej rozumowaniu, bo przecież nieracjonalnym jest tworzenie czegoś opierając się na nieprawidłowym myśleniu.
Drugi przykład. W rozmowach o dzieciach, małżeństwach itp. uczestniczą głównie/wyłącznie kobiety. I nie chodzi o to, ze faceci gadają o czym innym, czy są zirytowani nudnym tematem rozmowy (heloł, kumam, że kogoś może to nudzić, zwłaszcza, że temat pojawia się często). Chodzi o to, w jaki sposób okazują swój brak zainteresowania, który generalnie wyraża ogólną pogardę dla tematu. A jeśli się to skoreluje z powszechnym i również wprost przez nich wyrażanym przekonaniem, że jest to temat kobiecy, znowu mamy pokazywanie kobietom ich miejsca w codzienny, niezauważalny i zinternalizowany sposób. Dziś np. panowie sobie ostentacyjnie wyszli z tekstem „to się wygadajcie, jak nas nie będzie” (no dziękuję łaskawcom za pozwolenie). I choć wyszli, bo chcieli pójść do sklepu to a) zabrali się wszyscy faceci, choć część wcale nie chciała nic kupić („np. przecież nie zostanę sam w tej rozmowie o dzieciach” - również poważne wprost) b) wybrali odpowiedni moment c) tekst.
Swoja drogą zastanawia mnie, jak bardzo ich ten temat nie interesuje, a jak bardzo się zgrywają, dostosowując do męskiej roli społecznej podobnie zastanawia mnie jak bardzo ja się dostosowuję do żeńskiej roli społecznej uczestnicząc w tych rozmowach aktywnie. Bo część z nich jest żonata. Wiec przepraszam bardzo, ale ten ślub to było dla nich takie nic? Po cholerę się żenili (i oświadczali zapewne)? No i chyba wyginiemy, bo faceci nie chcą się rozmarzać. Niech politycy przestaną pierdzielić, że kobiety nie chcą rodzić dzieci i czeka nas katastrofa demograficzna. To wszystko wina facetów.
Boru, to miał być post o tym, co namacalnego daje mi feminizm, ale kurde robi się późno, a jutro 9 godz. wykładów (ktoś to genialnie wymyślił, naprawdę, gratuluję). Kiedy indziej. W ogóle to mam mnóstwo przemyśleń związanych z moimi kontaktami z normalsami (czemu kontakty z grupą ze studiów albo z ludźmi w pracy nie wywołuje takich przemyśleń?). Zastanawiam się tylko czy taka analiza nie jest protekcjonalna „teraz ja sobie zanalizuję wasze zachowanie, a sama jestem ponad to wszystko”
Na koniec porcja traumy na dziś:
Ja: *wyrażam swoje oburzenie alimentami w wysokości 200 zł na dziecko*
Kolega R: No ale z drugiej strony widziały gały co brały, prawda? Mogła się postarać o lepszy materiał genetyczny.
Ja: *strzelam sobie w łeb* to może go w ogóle zwolnimy?
Wiecie, oni będą pełnomocnikami stron, to naprawdę pół biedy, ale kurde nie ma żadnych powodów przypuszczać, że na prokuratorskiej czy sądowej jest lepiej.
normalsi,
gender,
feminizm na co dzień,
mały kurs feminizmu,
zawodówka,
feminizm