Wiem, że nikt nie ogląda, ale ja tęskniłam za Brennan.
Oj, słabe to było, słabe. Ale ja już na prawdę nie mam wymagań fabularnych od tego serialu. A tym bardziej nie oczekuję, ze zachowają jakąś dozę prawdopodobieństwa. Dlatego bez większego bólu przeżyłam zwolnienie z zagranicznej służby na telefon, symultaniczny powrót pod fontannę, prace Wendella w warsztacie samochodowym (no srsly, facet może nie zrobił jeszcze PhD i nie ma na to kasy, ale skończył uniwerek czy collage, na prawdę powinien dostać jakąś lepszą pracę. Choć Wendell był zdecydowanym plusem odcinka - mój ulubiony stażysta). Kilka innych rzeczy tez przeżyłam, choć na prawdę nie spodziewałam się tak słabego początku sezonu. Nawet Angeila&Hodgins byli jacyś tacy słabi. I w dodatku Brennan miała złe włosy.
Było jednak kilka motywów, które mnie wkurzyły, a na które nie miałam whatever.
1. militarna propaganda USA (która w sumie zaczęła się już w finale poprzedniego sezonu). Pomaganie kobiecie i jej dziecku w Afganistanie, no srsly. Dobry Amerykanin Booth broni ich przed złymi Afgańczykami.
2. Diasy, która jak idiotka rozebrała sie na początku odcinka. Normalnie jak wyjęte z dowcipu o blondynkach.
3. Brennan wybrała swoją karierę, co zrujnowało życie kilku jej przyjaciołom. I Cam, która ma do niej pretensje. Drogie panie podążanie swoją ścieżką i rozwijanie się zrujnuje życie ludziom dookoła Was. Wasz potencjał jest nieważny, kariera nie dla was.
4. Zwłaszcza jeśli jesteście jakoś zaangażowane emocjonalnie, bo w połowie wymarzonego kontraktu zorientujecie się, że wasza mentorka, którą tak bardzo podziwiałyście myliła się, a wy dałyście się zwieść swojemu umysłowi i stracicie faceta swojego życia.