Obejrzałam.
Zryło mi banię, jak mało co.
Ogólnie Childerm of Earth mi się podobało. Myślę, ze to najlepsza z trzech serii. Może dlatego, że była taka krótka. Opowiadała jedną historię, którą można było dobrze rozwinąć i chyba mięli więcej kasy na odcinek zamiast wymyślać serię często mało powiązanych ze sobą (czasem głupich) odcinków. Była historia, była akcja, trzymało mnie w napięciu od samego początku. Dawno czegoś takiego nie oglądałam (skala: miesiące).
Podobało mi się, że Jack miał jakąś rodzinę (tak ogólnie, że zrobił jakieś dzieci podczas tych 150 lat no i myślę, że dobrze zrobione ich relacje - do 4 odcinka ofc). Podobał mi się tu bardzo Ianto/Jack. Zwłaszcza to excitement Ianto (to że on miał rodzinę, do której nie za bardzo chciał się przyznawać też było ciekawym pomysłem). Jego przemyślenia, że on się zestarzeje, a Jack będzie żyć wiecznie.
A potem przyszedł dzień czwarty i licytacja o dzieci (śmieć Ianto pominę, bo wiedziałam o niej od dawna, wiec nie wywarła na mnie jakiegoś wrażenia). Gdzie nikt nie pomyślał, żeby upewnić się, że kosmici nie bluffują, ani jedna osoba z rządu nie pomyślała, że może lepiej żebyśmy zginęli wszyscy (ja naprawdę wierzę, ze przynajmniej cześć z nich jest dobrymi ludźmi), nie zaprotestowała, nie wyszła. I ten premier na końcu - to srsly była zbytnia przesada i łopatologia. RTD, nie lubisz polityków, zdążyliśmy się zorientować.
A to był tylko początek schodów fabularnych.
(pierwszy stopień to chyba pytanie, czemu nikt się nie zainteresował wcześniej tym jak zginął Clem).
Pomijając już moje ciężkie niezdecydowanie w: zabić 10% dzieci a pozwolić zabić ludzkość (pierwszy stopień rycia bani), to kurcze, niech ktoś mi powie, czemu Jack i Gwen nie upublicznili nagrań? Przecież oni nie chcieli dopuścić do przekazania dzieci, a to był najprostszy sposób. Wybuchłyby takie zamieszki, że ludzie by w pył roznieśli wszystkie te budynki rządowe. Nikt nie byłby w stanie zebrać i zorganizować transportu wszystkich tych dzieci podczas takiego chaosu. Chyba tylko Korea Północna ma wystarczająca ilość wojska, żeby to opanować.
Plus po co w ogóle wątek z dziećmi Frobishera. Jeśli premier chciał, żeby ich plan zadziałał, to wyznaczenie dzieci Frobishera było najgłupszą rzeczą, jaką mógł zrobić. Przecież jasne jest, ze 99% ludzi się zbuntuje. A Premier dał mu jeszcze możliwość opowiedzenia o wszystkim w telewizji. Naraził cały plan, żeby ratować własną skórę. Srsy jakim debilem trzeba być, żeby myśleć, że po czymś takim w ogóle wyjdzie się z tego cało, choćby się podjęło najlepsze decyzje (RTD nie lubisz polityków, wiemy)
Wbrew pozorom pytanie tamtej babki - czy ochronimy własne dzieci - ma sens i nie jest tylko egoistyczne (tzn w takich sytuacjach zawsze jest egoistyczne, ale ma efekty uboczne, jeśli wiecie o co mi chodzi). Bezpieczeństwo własnej rodziny pozawala wspiąć się ponad emocje. Jeśli mamy podejmować decyzje racjonalne, a nie emocjonalne to to się przydaje (no chyba, że mamy podejmować decyzje emocjonalnie, co tez jest opcją, ale nie o tym chyba był ten serial).
No i tu dochodzimy do drugiego stopnia rycia bani, czyli tego, co Jack zrobił ze swoim wnukiem. Jak kiwnął głową, to po prostu nie wiedziałam na co ja patrzę. Tak, się nie robi, Jack, to Twój wnuk. A potem pomyślałam sobie jedno dzicko<<10% dzieci. Tylko jakoś sens pokazania tego, zabicia wnuka przez dziadka na oczach matki i kilku innych osób, nie dociera do mnie. Zwłaszcza przy: trzeba było kurwa wysłać nagrania w sieć.
Wracając do Jacka, co jest najgorsze - to jest of charcter for him (trzeci stopień rycia bani). To było przez cały drugi sezon, tylko na mniejszą skalę. Z jakiegoś powodu rodzina się przed nim ukrywała. Może to po prostu wynik tego, że Jack nie może umrzeć. Bo świadomość śmierci z pewnością wpływa na nasze pojmowanie świata, nasz system wartości, gdzie życie zawsze stało bardzo wysoko (o ile już jakiejś grupie przyznawaliśmy prawa). Jack tego nie ma. Za to wie, co było i będzie, i ma dość dużą władzę. No ale ryją mi banię, bo uratował 10% dzieci i nie potrafię go tak całkiem potępić. Przynajmniej nie zdążyli pokazać za dużo man’s pain, dziękuję bardzo.
(Podobała mi się scena, jak córka Jacka cofnęła się za drzwi, kiedy zobaczyła, że on siedzi na korytarzu)
Skoro już jestem przy zachowaniach postci. Gwen na samym końcu to było takie out of character. Przecież ona jest pierwszą, która by mu się do gardła rzuciła dowiedziawszy się co zrobił, ze Stevenem.
Children of Earth to jakieś takie nie-Torchwood. Takie out of character.
(O tym, w jaki sposób amerykański wojskowy przejął dowodzenie w brytyjskim rządzie nie chce mi się nawet wspominać. O tym jak po krzyku dzieci żołnierze w cudowny sposób dowiedzieli się, że mają przerwać akcję też).