Tu miała być spokojna, wyważona, refleksyjna notka. Miałam napisać, że luzi było dużo, kościół mały, a ja nawet nie czułam się nie na miejscu (może dlatego, że Jaruga - Nowacka była religijna, a ja byłam tam dla niej, a może dlatego, że było tam więcej osób niewierzących, swoją drogą podobało mi się zachowanie np. Piekarskiej). Miałam napisać, że księża byli sensowni. I o tym, jak wspominałyśmy Izę w drodze powrotnej i rozmawiałyśmy o tym, że nie ma jej kto zastąpić, o męskich strukturach partyjnych, o potrzebie świeckich rytuałów, i o tym, jak można być racjonalnym i religijnym i oddzielać kościół od wiary (ale o tej rozmowie jeszcze będzie dalej)
Jak to ja miałam też trochę ponarzekać. Że było cholernie zimno na cmentarzu i że padał grad, a ja zostawiłam parasolkę w autobusie (ale ludzie dzielili się parasolami, bardzo miłe). Że tylko jedna osoba (przedstawicielka środowisk kobiecych) podczas przemówień na cmentarzu wspomniała, że Jaruga była feministką i uważała prawo do aborcji za prawo człowieka (mówię - na cmentarzu, nie w kościele), i że jak Napieralski wspomniał, że walczyła o prawa osób homoseksualnych usłyszałam gdzieś obok tekst „no, to sobie mógł odpuścić”.
Ale nie będzie o tym.
Bo wyszłam z mojego miłego, cieplutkiego kółeczka eldżejowego (a chciałam zauważyć, że nie do końca wyszłam z środowiska feministycznego) no i oczywiście dostałam jebut w twarz i doznałam szoku genderowego.
Widzicie, jechałam do Warszawy autokarem pełnym działaczy z pomorskiego SLD. Nie mam pojęcia po cholerę oni tam jechali. Upić naprawdę można się w domu. Nie trzeba w nocy jechać z Słupska czy Lęborka do Gdyni, żeby potem odbijać sobie przez kilka godzin tyłek w autokarze w tę i z powrotem. Ale naprawdę nie chcę pisać, że upili się i przed i po pogrzebie. I że uważam to za uwłaczanie pamięci zmarłej. Ale cóż, chamy są wśród nas, wiemy to nie od dziś.
Problem polega na tym, że całe to towarzystwo zaczynało się fotel za mną. I nie chodzi o to, że śpiewali (bo nie śpiewali), ale ja słyszałam co mówili. Np. jakiś pan przewodniczący opowiadał swojemu sąsiadowi, jak to kiedyś pracowała u niego dziweczyna w wieku ok. 30 lat, która nosiła szpilki i jak chodziła, to tak świetnie kręciła tyłkiem. Albo jak to prawił komplementy jakiejś pani (a może dziewczynie), która miała bardzo ładny kapelusz. No więc powiedział jej to, dodając, że najlepiej by wyglądała tylko w tym kapeluszu. No i może jeszcze w szpilkach, bo wtedy tyłek lepiej wygląda. To dwa przykłady, które zapamiętałam. Podteksty seksualne w stosunku do kobiet leciały co drugie zdanie, a to i tak chyba tylko dlatego, że w stosunku do kobiet, których nie znali, starali się ograniczać do „podkreślania” urody (nie, nie było mi przyjemnie). Naprawdę, tak jak dla niektórych słowo „kurwa” to przecinek, tak oni nie potrafili zwrócić się do kobiety nie „komplementując” jej w ten sposób. Co gorsza oni naprawdę myśleli, że to komplementy. Albo wygłupianie się (tak nam to przynajmniej wytłumaczyła jedna babka, widząc nasze skrzywione miny), no bo oni się znają 30 lat. No i te 30 lat to trwa. Ja naprawdę się nie dziwię, że te kobiety nie widzą w tym nic złego, nie reagują, a nawet w tym uczestniczą. No bo jak siedzą w tej partii przez 30 lat i tak było zawsze, i tak miały ich matki, siostry, koleżanki, taką zastały sytuację, no to widać jest to norma biała, heteroseksualna i trzeba się do niej dostosować. I może rzeczywiście jest to sposób na wyrażanie komplementów. Ja się naprawdę nie dziwię, że kobiet nie ma w partiach, jak zastają taką sytuację. Albo, że wybierają kobiece zawody, gdzie jest mniejsza szansa na takie zachowania.
(A zgwałcenia w Samoobronie, za które sprawcy zostali skazani, o nadal seksafera)
Jak mi ktoś jeszcze raz powie, że feministki przesadzają, albo, ze feminizm jest niepotrzebny, to go po prostu wyśmieję. Przecież to jest pokolenie moich rodziców. A to nie są jakieś pijaczki spod budki z piwem. To są ludzie, którzy należą do partii i działają w niej (przewodniczący w jakimś tam regionie), ludzie, którzy są częścią tzw. społeczeństwa obywatelskiego (i którzy w ogóle nie mają świadomości, że to, co robią jest złe). Tak kiedyś było i było to normalne (pamiętajmy, że molestowanie seksualne jest to wymysł feministek zachodnich z lat 70 XX wieku). Mojemu kumplowi już nie przyjdzie do głowy, żeby puścić taki tekst, w dodatku może jeszcze po to, żeby było mi przyjemnie. To zmienił feminizm.
Wiecie co? I chyba właśnie zaczynam mieć coś przeciwko przepuszczaniu w drzwiach. Mimo, że wiem, że facet chce w ten sposób pokazać, ze jest dobrze wychowany. Ale jak tamci panowie przepuszczali mnie w drzwiach (tzn. przepuszczali „piękne panie”) to wcale nie było mi przyjemnie. Czułam, że znajduje się w samym środku kultury gwałtu i nie wiem, co mam zrobić. Było mi autentycznie źle.
Na koniec jeszcze dodam , że jak panowie trochę posłuchali tym naszych rozmów w drodze powrotnej, to postanowili się włączyć. Ja nauczona doświadczeniem wiedziałam, że z tego nic dobrego nie wyniknie, wiec postanowiłam skupić się na kodeksie postępowania cywilnego. Co było całkiem niezłym rozwiązaniem, a na pewno bardziej produktywnym, choć mantry przepisowe nie pozwoliły zagłuszyć wszystkiego. No, bo kochana może rzeczywiście jesteś lepiej wykształcona ode mnie, ale kobiety są generalnie głupsze (Uczestnikiem postępowania nieprocesowego jest zainteresowany, który wziął udział w sprawie. Uczestnikiem postępowania nieprocesowego…). A potem usłyszałam jeszcze zdanie „No, kiedyś nie byłem rasistą, ale zmieniłem zdanie, bo coś tam” i nawet uczestnik postępowania nieprocesowego nie pomógł.
A najgorsze jest to, że dziś jestem w szoku. A pożyję jeszcze dwadzieścia lat i przestanie mnie to dziwić.