Nov 10, 2009 23:47
Powiem wam, że załatwić cokolwiek w tym roku na uniwersytecie graniczy z cudem. Ja kumam, ze uniwerek musi na siebie zarabiać, ale jednak jest to instytucja kultury i wychowania społeczeństwa obywatelskiego i powinna umożliwiać jakieś działanie organizacjom społecznym, zwłaszcza jak są uniwersyteckie.
Dziś np. byłam trzy razu na Wydziale Nauk Społecznych, usiłując załatwić salę i audytorium na 16 Dni Akcji Przeciw Przemocy ze Względu na Płeć. Wcześniej usiłowałam załatwić to na Prawie, ale jest takie obłożenie sal, że nie mogłam dostać tylko jedną salę dydaktyczną (a potrzebuję dwóch) i to szczęście, że chciałam poniedziałek, bo to jedyny możliwy dzień poza piątkiem. O audytorium albo sali multimedialnej nie mam co marzyć, wszystko zajęte. Również w godzinach 17:00-21:00.
Potem chciałam załatwić audytorium w Bibliotece Głównej UG. Akurat termin zajęty, ale tak ogólnie to już wkrótce koła naukowe nie będą mogły z niego korzystać. Bo kanclerz potrzebuje do czegoś innego.
W końcu został mi WNS, co mi się nie uśmiechało, bo tam nie znałam procedur. Ale co zrobić nie ma co się lubi, lubi się co się ma. Wypytałam się koleżanki, poszłam do administracji, dostałam sprzeczne informacje, trudno, próbujemy. Na moje nieszczęście na jednym podaniu poprosiłam i o salę dydaktyczna i o audytorium (tak się robi na prawie, żeby dziekan miał mniej papierków). Poszłam do pana Marka od audytoriów, żeby sprawdzić ich dostępność. Na szczęście jest, wstępnie zarezerwowałam. Potrzebna zgoda dziekanki. Ale pan Marek nie zajmuje się salami dydaktycznymi, bo to podpada pod osobne instytuty. Pan Marek skierował mnie gdzie trzeba. Niestety na drzwiach pokoju 408 była karteczka informująca o zwolnieniu lekarskim (btw na UG pracują sami niezastąpieni ludzie, jak ktoś jest chory, to nie da się sprawy załatwić, trzeba czekać aż wróci).
Wróciłam dzisiaj, dostałam informację o dostępności sali, ale zgodę na użyczenia sal dydaktycznych wydaje Dyrektor Instytutu. Złożyłam u niego podanie, będzie w czwartek. Tak więc w czwartek albo w piątek przełożę je z jednego sekretariatu do drugiego (do pani dziekan). Przy czym nadal nie wiem, od kogo pożyczam sprzęt.
I to nie jest tak, że ludzie w tych wszystkich pokojach są wredni i chcą się mnie jak najszybciej pozbyć i w sumie z czym do ludzi. Wszyscy byli bardzo mili i pomocni i udzielali wszelkich informacji, dzwonili itd. Ale po prostu procedury są takie, że ręce opadają.
Że już nie wspomnę o upierdliwych zgodach na plakaty (trzeba dołączyć projekt), osobnych na każde wydarzenie, w których zgodę dostaję po tygodniu, czyli w dzień wydarzenia.
gender,
ja,
studia,
wkurw