Sep 30, 2009 17:20
Dawanie upustu małym namiętnościom, krótkie chwile zapomnienia... kończą się przeziębieniem i umieraniem na gardło. A apetyt rośnie w miarę gapienia!
Generalnie zaczynam mieć wyjebane na wszystko tak zasadniczo (nauczyłam się nowego określenia, jak widać).
Dałam dziś panu ze stołówki dużo cukierków na Dzień Chłopaka. Popatrzył na mnie z takim politowaniem, że aż mi się głupio zrobiło. Ale teraz wiem, że ma na imię Grzesiu. I stałam się dość znana w kuchni ("Grzesiu, tu masz cukierki od tej dziewczyny na osłodę życia"). Cóż... Może w przyszłości zostanę klownem, kto wie...?
Mam ochotę potańczyć. Gdzieś w klubie. W dalekiej Gorączce na przykład. I mieć wszystko w dupie. Totalny luz, ostre bity i biodra w ruchu. MOJE biodra. I partner, najlepiej stały.
Odliczam do Bolly. Z wykończenia zasypiam na lekcjach. Niedobrze (szczególnie, że to z reguły jest historia, którą LUBIĘ i ZDAJĘ na maturze).
Ze zdziwieniem odkryłam, że Polacy też mogą mi się podobać. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy iść to leczyć, bo tu coś nie teges. A i tak najłatwiej upolować brązowego "dupcinga"...
Arabieji WRÓĆ. <3 Ty tam - odpisz. A Grześ niech nie patrzy z żalem w oczach, bo to nie jest fajne. Love love mógłby się wreszcie odezwać, ale tak zasadniczo to mi to wisi, o.
Jestem bardzo zmęczonym, zakatarzonym hardkorem.
Tańczyć chcę!
imprezy,
"moi" mężczyźni,
szkoła