W piątek wykazałam się totalnym gapiostwem. Idę sobie spokojnie, patrzę przed siebie, zamiast pod nogi i nagle...bach! Dosłownie. Nie zauważyłąm dołka, a właściwie całkiem sporej dziury, na mojej drodze i w niego wdepnęłam. Ocknęłam się na ziemi z potwornym bólem nogi. Oczywiście wokół panika, wszyscy pytają, co się stało, a ja z bólu nie mogę nawet słowa wyksztusić. Już ogarnęła mnie wizja unieruchomionej na dłuższy czas nogi, ale na szczęście okazało się, że nie jest tak źle. Dzisiaj noga już prawie nie boli i mogę całkiem normalnie funkcjonować. Mam nauczkę:)
Poza tym irysy na działce już przekwitły. Udało mi się ostatnie uwiecznić:
Uwielbiam irysy. Zaczęły za to przepięknie kwitnąć malwy, ale one będą następnym razem.