We wszystkich odcieniach życia, czyli mądrości edowe...

Jan 30, 2008 12:45

... (punkt widzenia zależny od miejsca, w którym siedzę i nie zmienia się raczej, bo laptop i tak jest 30 cm przede mną XD)

spisane w dniach wietrznych, pośród wiecznego rozleniwienia feriowego, w dniach 26-28.01.2008

Róż i purpura o świcie i późną nocą.

Znów świat staje się kolorowy - w odcieniach różu i purpury - cały wiruje, a wiatr niesie z każdym swym powiewem nową piosenkę, która wdziera się w moje uszy, w moją duszę - bezlitośnie zatapiając się w mych wnętrznościach i tam zakorzenia się bezczelnie. Obracam się w tym onirycznym świecie przepełnionym żywą krwią i bezsensownym cierpieniem, zdana jedynie na siebie i swoje odczucia i emocje - racjonalizm okazał się być kłamliwą teorią człowieka ze szkiełkiem, lecz, pomimo tych niedomówień, czuję w sobie małe piórko łaskoczące delikatnie mój żołądek - wrażenie kosmiczne. Wydaje się być denerwujące, ale po kilku głębszych wdechach, gdy te piórka, jak rączki małego dziecka, zaczynają się odwracać powolutku i dostając do najdalszych zakątków mojego ciała.

XXI wiek pełen niespodzianek i zależnych niezależności, które wykluczają się wzajemnie i potwierdzają jednocześnie. Logika nie ma sensu, a brak obu wskazuje na brak higieny, ale to nie jest taki prawdziwy i zupełny brak higieny. Logika jak artystyczny nieład porozrzucanych po pokoju brudnych skarpetek i majtek oraz kanapka z poprzedniego tygodnia. Stosy gazet i kubki z zaschniętą na dnie kawą. Poranek pełen niespodzianek, z których największą jest znalezienie czystej bluzki i podręcznika do historii (leżał na kaloryferze, bo został zalany, chyba, kawą, albo czymś, niemniej jednak zostanie plama akurat na powstaniu listopadowym). Dawniej, pamiętam, mama regularnie sprzątała w każdą sobotę - wyciągała spod nocnej szafki ulubionego misia, znowu w nocy upadł, a ja nie zauważyłam rano jego braku, czy był więc ulubiony? tak. - później mama wkładała do szafy świeżo wyprasowane sukienki (teraz na ich miejscu wiszą niezliczone ubrania: spodnie i czarne bluzy. W rogu, czekając na swoje pięć minut, leżą bezładnie wysokie trampki). Ludzie o różnych porach dnia dzwonią, a później, nie wiadomo kiedy pojawiają się na kwadracie prosząc o dodatkowe notatki, „bo moje nie są tak dokładne, jak twoje…”. Tak kręci się machina czasu - od rana, gdy niechętnie otwieram oczy i ciągle jeszcze mam sen na powiekach, aż do późnej nocy, kiedy usypiana cichym brzęczeniem agregatora lodówki czekam na ostatni telefon od koleżanki, na pewno będzie chciała podzielić się ze mną wrażeniami z randki. Nie mogę już dłużej - usypiam wtulona w ulubionego misia (tego samego co upadł na podłogę niepostrzeżenie trzynaście lat temu). Sen sprawia, że mogę bez ograniczeń fruwać po sklepieniu ze snów i marzeń.

Zło jest pojęciem względnym - zależy od sposobu podejścia do niego. Zło to coś niezgodnego z naszymi przekonaniami, ogół norm wyznawanych przez środowisko, w którym żyjemy.

Dobro to komfort bycia szczęśliwym.

CZŁOWIEK - Nic nie znacząca jednostka, która dąży do zaspokojenia najbardziej elementarnych potrzeb (np. potrzeb fizjologicznych, potrzeby bliskości i akceptacji itd.).

Co znaczy człowiek wobec świata?
Nic. Człowiek to metafora, nieudany hologram, wymysł naszej wyobraźni. Pozostawiony przez jakąś siłę wyższą, możliwe, że bóstwa i/lub Boga. Człowiek nie potrafi sobie sam poradzić, potrzebuje pomocy, by móc egzystować w pełni.

Dlaczego żyć?!
By pokazać wszystkim, że moje filozofowanie to tylko głupie pieprzenie.

Odnalazłam promyk pośród ciemnej nocy, gdy wiatr wiał niemiłosiernie…

Nic mnie tak dobrze nie nastraja, jak kubek gorącej czekolady późnym wieczorem, gdy gwiazdy mówią rudym kotom, by szły spać. Ja nigdy nie mogę tak po prostu usnąć. Nie wiem na czym to tak naprawdę polega, ale często przed snem nie mogę spać, nie czuję tego bluesa XD, dlatego leżę długo i myślę o wszystkim i o niczym. Układam w głowie różne historie z cyklu „Co by było, gdyby…” - i tu się zaczynają bezbrzeżne pola mojej wyobraźni. Czasem nawet mam ten sam sen przez kilka nocy z rzędu, to jakieś zboczenie, chyba?!

A ostatnio, cud!, usnęłam po jakiś dwudziestu minutach! Ale to była radość przedwczesna. ;-/
Wczoraj (27.01.2008), nie mogłam usnąć i, jak zawsze, kręciłam się z boku na bok do trzeciej trzydzieści, a później wstałam i napiłam się szklankę… nie, szingu, nie whisky, ani nie mleka - po prostu wody, tak btw Kinga Pienińska XD

Jakkolwiek, usnęłam, to i tak obudziłam się nad ranem koło czwartej-piątej, i już po spaniu!, dopiero po pół godziny znów zasnęłam…

W sumie to ja się nie dziwie, bo jeszcze koło pierwszej oglądałam Miasto Boga na jedynce, a później zaczęłam oglądać Idiotę Dostojewskiego, też na jedynce, w ten sposób sen poszedł się bujać. Później, tradycyjnie, nie mogłam usnąć, więc zaczęłam snuć fantazje. O drugiej F. zasnął, bo słyszałam jak pochrapuje, ale też się kręcił długo, bo on się położył o dwunastej. Natomiast moja-własna-prywatna chyba po drugiej zasnęła, już była tak wściekła, że wzięła tabletkę jakąś na sen, a ja dalej nie mogłam spać.

Wczoraj znalazłam nowy sposób, a mianowicie: wyobraziłam sobie pustkę - powtarzałam sobie, że jestem wyschniętą studnią, pustą butelką dryfującą po bezbrzeżnych przestworzach głębokiego oceanu; ocean kołysze powolutku swoimi miękkimi, turkusowymi falami, otula mnie nimi… i alej nie pamiętam, bo usnęłam! Spałam aż do… dziesiątej!!! Ale jak było czadersko, zazdrośćcie mi!!! XD

Upadłam, ale nie mam większych ran, tylko poobijane kolana XD

Czasem tak siedzę i się zastanawiam, na czym tak naprawdę mi zależy? Niestety nie mam na to odpowiedzi. Czasem mam taki kaprys, że mi się chce żyć, a czasem jak złapię doła, to tylko szinga wie jak mnie z niego wyciągnąć! To tak, jak z tym moim podziałem tygodnia na pon-wt i śr-pt, no i weekend, of crs 

Tu jednak jest problem, bo ja tak potrafię, że przez cztery dni mam humor super-extra, a w piątek, jak nie łupnie, to tak nic ode mnie się nie dowie, bo słowem się nie odezwę i nic nie zrobię, bo po co, skoro świat i tak jest brzydki??? Z lekcji na lekcję, szinga staje na rzęsach i robi na nich fikołki, tylko dlatego jakoś wracam, ale nie zawsze, wtedy w domu gotuję. Ja lubię gotować, wręcz uwielbiam i ludzie mnie chwalą za to często, ale to w cale nie znaczy, że często mam doła, bo tak nie jest.

Moja babcia mi mówiła: „Naucz się gotować, to Sz. będzie ci z ręki jadł i cię nie zostawi”, a co na to Sz.??? Miesiąc później kantem mnie puścił! Mi pozostało tylko to, że umiem gotować, piec itd. Byłam u wujka za granicą i tam też gotowałam, ale wujkowi nie podobało się, że mu rzadko mięso gotowałam, szkoda, ale tak, to różne inne jadło mu podawałam, więc nie było źle.

W roku szkolnym raczej nie gotuje, ale w roku szkolnym łapię doły.

Morał taki, że nie jest ważne czy umiesz gotować, czy nie, jeśli facet kocha to mu to nie będzie przeszkadzać, a jeśli nie kocha, to nie warto nic dla niego robić, bo co on robi dla ciebie??? Jeśli facet nic nie wnosi do związku, to po co ty to masz robić, co? No! Taka moja mądrość edowa i zedowaciała XD a skromność to moje drugie imię, wiem XD

Branoc, buziam wszystkich, którzy w nocy spać nie mogą tak, jak ja ;**


1)



2)



3)

meev

Previous post Next post
Up