Nadal jestem w szoku, więc to co tu napiszę będzie pewnie przesadzone, ale teraz tak właśnie się czuję
Mam ochotę pojechać do Japonii i pobić Hiza, za to że doprowadził się do takiego stanu.
Choć czytałam wypowiedzi, że to wcale nie wina gardziołka, które już wyleczone zostało, tylko problemy z managerem.
Jak jest na prawdę nie dowiemy się nigdy. Wiadomo co mówią: jeśli nie wiadomo o co poszło, to poszło o kasę, więc kto ich tam wie.....
Jest mi tak potwornie smutno i jestem tak wściekła, że aż nie da się tego opisać. Tak jak przy Kagrry rozpadzie było mi cholernie smutno i chodziłam zdołowana, to jednak miałam dziwne wrażenie, że to tylko przejściowo i że oni za chwilę wrócą cali i zdrowi z nowym materiałem, pod nową nazwą. (gomene ale wkurza mnie zwalanie wszystkiego na Isshiego, co z tego, że najmniej to przeżywał, a przynajmniej tak się wydawało) tak przy Despie mam dziwne wrażenie że to jest koniec, koniec. Nie wiem może to dlatego, że Hizu pisał, że nie chce rozwiązywać zespołu, ponieważ potem jest strasznie trudno to odkręcić, no i jednak przerwa nawet mająca trwać 5-10 lat to jednak przerwa, a nie rozpad.
Poza tym jak sobie pomyślałam, że już nie zobaczę ich na żywo, to się po prostu poryczałam. Głos Hiza zawsze był dla mnie jak najlepsza tabletka na uspokojenie, nie ważne co stało się w pracy/uczelni/domu, gdy włączałam D'espairsRay wszystko odchodziło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Powie ktoś to głupie i pewnie będzie miał racje, ale tak na mnie właśnie dział głos Hiza, nie wiem dlaczego, coś takiego jest w tym głosie co mnie zawsze uspokajało i koiło nie wiem jak zszargane nerwy. Oczywiście wielu jeszcze wykonawców działa na mnie uspokajająco, ale tylko czasami w szczególnych okolicznościach i nastrojach. Tutaj było tak zawsze.
Wkurza mnie gadanie niektórych ludzi, że zakończyli działalność bo się wypalili, zaczęli grać komercje i w ogóle się skończyli. Wiadomo, każdy ma prawo mieć swoją opinie, ale takim osobom mam ochotę przyłożyć z liścia. A i jeszcze stwierdzenie, że grali muzykę dla nastolatek (buaaaa haha haha ha). Zmienili styl, dość drastycznie i nie powiem, żebym akceptowała go w 100%, ale równie dobrze wiem że czasy "Born", "Garnet" i "Marry of the Blood" nie wrócą, chociażby z tego powodu, że oni sami się zmienili, inaczej patrzą na świat i inaczej go odczuwają, co jest całkowicie normalne. Inaczej grają, wcale przecież nie oznacza, że grają gorzej i że się skończyli, przykład nie podoba mi się nowa płyta LP w 90%, ale nadal lubię ich jako zespół i nadal śledzę ich dokonania. Z drugiej strony jak zespół się nie zmienia, to znajdą się ludzie, którzy stwierdzą, że się powtarzają i w ogóle odgrzewane kotlety.
Wątek mi się skończył, więc chyba zakończę ten post, a poza tym mój brzuch domaga się opału, nie jadłam obiadu jeszcze.