A jednak udało mi się to napisać...
Pomysł przyszedł prawie dwa miesiące temu, tuż po obejrzeniu DMC. Po prostu widziałam tych dwóch, jak siedzą na pokładzie Perły i piją razem rum. Udało się nawet coś sklecić, pierwsza wersje na papierze (na skutek ograniczonego dostępu do kompa), drugą z poprawkami już na kompie. W końcu nie można przepuścić okazji do napisania scenki z dwiema ulubionymi bohaterami ;) Klimaty pośrednie pomiędzy humorem a angstem. Ilość słów: 926.
Podziękowania dla nieocenionej
le_mru za beta reading.
Jack Sparrow siedział w swojej kabinie na Czarnej Perle i przy migoczącym blasku świecy spoglądał z zadowoleniem na rozłożoną na blacie stołu mapę. Wreszcie, po tak długim czasie, znów płynęli wedle wyznaczonego kursu. Wszystko wskazywało na to, że oddanie kompasu Elizabeth było dobrym posunięciem.
„Jest dobrze” - pomyślał, nie odrywając wzroku od mapy.
Sięgnął po butelkę stojącą na stole.
„A było by jeszcze lepiej, gdybym miał trochę rumu” - stwierdził. Przechylił pustą butelkę do góry dnem i nawet potrząsnął dla pewności. Na próżno - była sucha jak piasek na pustyni.
Jack westchnął i odstawił butelkę. Starannie zwinął mapę. Było już późno, ale myśl o rumie prześladowała go do tego stopnia, że nie mógł liczyć na zmrużenie oka, jeżeli nie znajdzie choćby kropelki. No, może dwóch.
Sparrow opuścił swoją kabinę z silnym postanowieniem odnalezienia rumu. Nawet jeżeli miało to oznaczać zejście na najniższy pokład, czego starannie unikał, od kiedy natknął się tam Billa przybyłego w roli wysłannika Davy'ego Jonesa.
Noc była pogodna. Lekki, lecz stały wiatr wypełniał żagle Perły. Jack rozejrzał się po pokładzie. Był pusty, nie licząc tych, którzy pełnili wachtę na mostku. Po chwili dostrzegł jeszcze kogoś - samotną postać, siedzącą w cieniu na schodkach prowadzących na rufę.
Sparrow, wiedziony cieniem nadziei, podszedł do niezidentyfikowanej osoby i zagaił:
- Masz może trochę rumu, przyjacielu?
Twarz pirata była częściowo skryta w cieniu, tak więc Sparrow nie miał pojęcia, do kogo się zwraca. Zresztą, tylu było teraz tych nowych w załodze... Sam nie wiedział, kogo właściwie zwerbował.
- Mam - odparł nieznajomy. O zgrozo, głosem Jamesa Norringtona.
Jackowi ścierpła skóra. Przez chwilę nie pamiętał, że były komodor też znalazł się w jego załodze.
- Pewnie nie zechcesz się podzielić, co? - zapytał Sparrow z rezygnacją, kiedy już otrząsnął się z szoku.
Norrington spojrzał na niego z ukosa, jakby coś rozważał, po czym bez słowa wyciągnął butelkę w jego kierunku.
Jack przyjął ją z radością, ale nim podniósł do ust, zawahał się na moment.
- Nie naplułeś do niej, prawda? - upewnił się.
Norrington tylko westchnął i wzniósł oczy ku górze.
Sparrow stwierdził, że oznacza to „nie”. Zadowolony z siebie, pociągnął łyk z butelki i usiadł na schodach obok Norringtona, nie przejmując się faktem, że ten zapewne nie życzy sobie jego towarzystwa.
Przez chwilę na pokładzie panowała cisza. Jack rozkoszował się swoim ulubionym trunkiem, a były komodor spoglądał w bliżej nieokreśloną przestrzeń.
Niespodziewanie Norrington przerwał milczenie.
- Gdybyś teraz wypadł za burtę... - zaczął złowieszczym tonem.
- Bez obaw - odparł nonszalancko Jack - świetnie pływam.
- ...z kulą armatnią u nogi...
- Co za szczęście, że nie mamy żadnych na pokładzie. Za drogie - dodał wyjaśniająco Sparrow, unosząc butelkę wyżej, by sprawdzić, ile jeszcze rumu zostało w środku.
- ...i dla pewności z kulą w sercu, to czy mógłbym mieć pewność, że pozbyłem się ciebie na dobre i nawet twoje niewiarygodne szczęście cię nie uratuje? - zapytał Norrington, posyłając mu wyjątkowo złowrogie spojrzenie.
Jack nieco stracił swoją zwykłą pewność siebie.
- Przypomnij mi coś - powiedział, na wszelki wypadek odsuwając się trochę od Norringtona - czy zanim wpuściłem cię na pokład Perły, zabrałem ci pistolet? - zapytał odrobinę zaniepokojonym tonem.
- Owszem - przyznał niechętnie Norrington, sięgając po butelkę z rumem. Sparrow nie protestował. I tak zdążył już wypić większość trunku.
- A to w porządku - odparł Jack i dyskretnie odetchnął.
Znów na chwilę zapadło milczenie. Na pokładzie dało się słyszeć tylko ciche skrzypienie takielunku i łopot żagli w podmuchach wiatru.
- Wydajesz się żywić do mnie jakąś urazę - zauważył Sparrow.
- Jak na to wpadłeś? - zapytał Norrington ponuro.
- Dam ci dobrą radę, jak to między nami, piratami - powiedział Jack, poufale kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie jestem piratem - odparł były komodor lodowatym tonem, strącając rękę Sparrowa jakby był to jadowity pająk.
- Ach, każdy tak twierdzi na początku - odparł Jack, uśmiechając się szeroko. - Wiesz, w życiu różnie bywa. Ale zupełnie nie rozumiem, dlaczego o wszystko obwiniasz właśnie mnie.
Norrington nic nie odpowiedział.
- Dajmy na to: czy to ja zatopiłem ci okręt?
Norrington posłał mu takie spojrzenie, że Jack uznał za słuszne zmienić temat.
- Opowiadałem ci kiedyś, jak się tutaj znalazłem?
Sparrow paplał coś bez sensu, w swoim zwykłym stylu. James właściwie go nie słyszał. Z zaciętym wyrazem twarzy wpatrywał się w przestrzeń, kolejny raz rozpamiętując swoje błędy, które ostatecznie zawiodły go na samo dno. Stracił wszystko to, co kiedykolwiek miało znaczenie w jego uporządkowanym świecie. Gorzej być już chyba nie mogło. Chyba, że wziąć pod uwagę jego aktualną sytuację: znalazł się na pokładzie Czarnej Perły, w towarzystwie zgrai piratów, pod komendą tego samego człowieka, który doprowadził go do ruiny. Mało tego - teraz siedział razem z nim i pił rum.
Życie naprawdę było jedną wielką ironią.
- ...i wybrali mnie na kapitana, chociaż byłem tylko kartografem. A potem...
- Daruj sobie historie z życia - warknął Norrington.
Sparrow spojrzał na niego urażonym wzrokiem.
- Ale właśnie dochodziłem do najciekawszej części!
Norrington miał nadzieję, że może teraz Sparrow wreszcie się zamknie. Na próżno.
- No, ale... Weźmy na przykład ciebie - kiedyś byłeś komodorem, a teraz jesteś...
- No kim?! - uniósł się Norrington. Dosłownie i w przenośni. W pierwszej chwili Sparrow nawet nieco się przestraszył, zwłaszcza, że były komodor sprawiał wrażenie, jakby miał zamiar sięgnąć po szpadę. Piraci, którzy pełnili wachtę na mostku, zaniepokojeni hałasem, spojrzeli w ich kierunku, ale jakoś nie kwapili się do interwencji.
Jack nie szukał długo odpowiedzi.
- Piratem - odparł, błyskając w ciemnościach uśmiechem i złotymi zębami.
Norrington jakby opadł z sił.
- Wystarczy ciebie posłuchać, Sparrow, aby człowiek nabrał ochoty, żeby ze sobą skończyć - powiedział z goryczą i odszedł w kierunku dziobu.
- Bądź tak dobry i zaczekaj z tym, aż przybijemy do brzegu - krzyknął za nim Jack.
Nie był zbyt przejęty. Po pierwsze - Norrington zaczął już myśleć o zabiciu siebie, a nie jego.
A po drugie - zostawił mu rum.