1 sierpnia 1944 - Powstanie Warszawskie

Aug 02, 2013 02:22



Plan filmu "Miasto 44"

Wszystko wskazywało na to, że Niemcy wymordują pozostałych przy życiu więźniów obozu koncentracyjnego. Dowódca przestrzegał jednak żołnierzy Zośki, że wykrwawią się w walce, a celu nie osiągną. Jeden z nich podsunął więc pomysł, by użyć czołgu, który powstańcy zdobyli trzy dni wcześniej.

Tak powstał plan jednej z najbardziej brawurowych akcji powstania warszawskiego.
Wszystko wskazywało na to, że Niemcy wymordują pozostałych przy życiu więźniów obozu koncentracyjnego. Dowódca przestrzegał jednak żołnierzy Zośki, że wykrwawią się w walce, a celu nie osiągną. Jeden z nich podsunął więc pomysł, by użyć czołgu, który powstańcy zdobyli trzy dni wcześniej.

Tak powstał plan jednej z najbardziej brawurowych akcji powstania warszawskiego.


Na pomoc skazanym

Na Gęsiej było przed wojną więzienie wojskowe, a po stworzeniu warszawskiego getta Niemcy urządzili tutaj "obóz pracy poprawczej". W ciągu paru miesięcy po zlikwidowaniu getta trafiło do Gęsiówki kilka tysięcy Żydów. Mieli pracować przy rozbieraniu ruin, wyszukiwać niedobitki, a także pomagać w paleniu zwłok ofiar egzekucji, które Niemcy regularnie przeprowadzali w ruinach getta.

Pod koniec lipca 1944 r. Niemcy zaczęli pospiesznie likwidować obóz. Parę dni wcześniej wojska radzieckie zajęły Lublin, a wraz z nim obóz na Majdanku (formalnie Gęsiówka była jego podobozem). W ręce Sowietów wpadły w ten sposób niepodważalne dowody niemieckich zbrodni - śladów po obozie na Gęsiej Niemcy nie zamierzali za sobą zostawiać.

Kilka tysięcy ludzi przetransportowano najpierw do Łowicza, a tych spośród nich, którzy "marsz śmierci" przeżyli, do Dachau. Za drutami i murami Gęsiówki pozostało jedynie kilkaset osób, które oczywiście miały zostać zgładzone natychmiast po tym, jak zakończy się akcja zacierania śladów.

Powstańcy o tym wiedzieli. Pierwszego dnia walk w Warszawie udało im się oswobodzić 50 więźniów Gęsiówki, którzy pracowali akurat w magazynach SS przy osławionym Umschlagplatzu. W zgrupowaniu Radosław zrodził się pomysł, aby zaatakować obóz i ocalić resztę.

Ale pułkownik Radosław (Jan Mazurkiewicz), dowódca jednostki, był początkowo sceptyczny. Obawiał się, że jego oddziały lada moment mogą zostać okrążone przez nacierających na Woli Niemców, a następnie zdziesiątkowane w ulicznych walkach. Miał pod swoją komendą elitarne oddziały polskiego podziemia i nie chciał ich skazywać na pewną zagładę.

Wacek, wjechałbyś czołgiem do środka?

Zamierzał wycofać zgrupowanie do Puszczy Kampinoskiej, a potem - po ewentualnych alianckich zrzutach broni i amunicji - nękać hitlerowców na ich tyłach. Kilku oficerów zgrupowania poszło jednak do dowódcy i poprosiło o zezwolenie na szturm na Gęsiówkę. Radosław początkowo odmówił: "Stracicie dobry batalion, a Żydów nie uratujecie".

Miał podstawy, by tak sądzić. 5 sierpnia w rękach powstańców była już wprawdzie zachodnia część obozowych terenów, od strony ulicy Okopowej, ale natarcie na wschodnią - pozostającą pod kontrolą Niemców - byłoby już próbą zdobycia fortyfikacji. Dostępu do Gęsiówki broniły mury, zasieki z drutu kolczastego, wieżyczki strzelnicze i bunkry.

Stanowiska ogniowe Niemców były tak rozlokowane, że w ciągu paru minut mogli nie tylko dać odpór szturmującym, ale również zmasakrować pozostałych przy życiu więźniów obozu. Krótko mówiąc: jakakolwiek próba natarcia bez wsparcia ciężkiej broni nie miała prawa się powieść.

Hasło rzucił Jan (Jan Kajus Andrzejewski), który dowodził Brodą 53: "Wacek, wjechałbyś czołgiem do środka?". Wacek (Wacław Micuta) był świeżo mianowanym dowódcą plutonu pancernego Zośki. Odparł: "Spróbuję w każdym razie". Szybko powstał nowy plan, który zyskał akceptację Radosława.

Ale skąd Zośkowcy mieli czołg? By to wyjaśnić, musimy się cofnąć do drugiego dnia powstania. To wtedy żołnierze Zośki natknęli się na dwie niemieckie pantery, które sforsowały barykadę na Karolkowej. Nie mieli żadnej broni, która mogłaby zniszczyć czołgi - ale ta okoliczność zadziałała tym razem na korzyść bojowców.

Pantera zwana Magdą

Najpierw obrzucili 45-tonowe stalowe kolosy butelkami zapalającymi. Dopiero potem granaty przeciwpancerne, tzw. gammony, pozwoliły unieruchomić jeden czołg, a drugi zneutralizowano strzałem z granatnika. Druga pantera zsunęła się z nasypu na drewniany domek, który praktycznie się na nią zawalił.

Postanowiono przywrócić pojazdom sprawność bojową i użyć ich przeciw Niemcom. Tak powstał zaimprowizowany pluton pancerny Wacek. Dla powstańców, ogólnie słabo uzbrojonych - cóż dopiero mówić o wsparciu artylerii czy lotnictwa - możliwość użycia czołgów była nieoceniona.

Zdobywcy pojazdów musieli odbyć błyskawiczne szkolenie, bo większość z nich nie wiedziała, jak się zabrać za ich obsługę. Sprowadzono pod bronią wziętego do niewoli czołgistę-kierowcę. Odpowiadał na pytania, instruował i choć obawiano się, że celowo wprowadzi w błąd niezorientowanych powstańców, krótki kurs używania czołgu zakończył się powodzeniem.

W jednej z panter uszkodzona była natomiast pompa paliwowa. Napęd doprowadził do stanu używalności mechanik samochodowy, którego w pośpiechu sprowadzono. Generał Bór miał go później za to odznaczyć. Drugi pojazd trzeba było wydobyć spod fragmentów zawalonego domu i przywrócić do użytku m.in. uszkodzony mechanizm działa.

Pierwszej z panter nadano oficjalną nazwę: Pudel (na cześć pierwszego żołnierza poległego w powstaniu). Ale załoga ochrzciła ją inaczej: Magda. Powstańcy założyli kurtki niemieckich grenadierów pancernych. Przystrzelano działo, ręczną pompą wtłoczono do zbiorników benzynę, załadowano też zdobyczną amunicję. Dowódcą czołgu został Wacek, a kierowcą Ryk (jedyny zawodowiec - w kampanii wrześniowej walczył jako dowódca plutonu czołgów).

Niewidzialni w gruzach

To Magda miała zostać użyta podczas szturmu na obóz. Miała zaatakować od strony ulicy Gęsiej: zneutralizować wieże, otworzyć bramę do obozu, ostrzelać bunkry i inne cele.

Nieprzyjaciel nie widział, jak żołnierze Zośki zajmują stanowiska do ataku. Dzięki zdobycznym "panterkom" - bluzom maskującym Wehrmachtu, które zlewały się z buro-ceglanymi kolorami gruzowisk - pozostali niewidoczni praktycznie do ostatniej chwili.

Około 10. rano powstańcza pantera rusza do akcji.

Czołg najpierw forsuje barykadę, która zamyka pas ziemi niczyjej między pozycjami powstańców a obozem. Z zewnątrz wygląda, jakby pokonywał przeszkodę z łatwością - jego załoga odczuwa to zgoła inaczej. „Wali się do przodu, podłoga ucieka mi spod nóg. Kolosalna siła wgniata mnie w łoże działa” - będzie po wojnie relacjonować Wiktor (Witold Bartnicki) z plutonu pancernego.

Szturmowcy nie zostają w tyle

Idą też do ataku akowcy z plutonów Felek i Alek oraz kompanii Giewonta. Niemcy już ich dostrzegli - strzelają z obozowych wieżyczek. Ale zobaczywszy czołg, są najprawdopodobniej przekonani, iż to im przychodzi on z odsieczą. Krzyczą triumfalnie: "Panther! Panther!". Ale wtedy odzywa się po raz pierwszy 75-milimetrowe działo Magdy.

"Wacek ryczy na całe gardło - co poznaję po ruchu ust - podając coraz to nowe cele" - to znów relacja Wiktora. Czołg strzela do kolejnych wież i pokonuje drugą barykadę. Pozostała jeszcze żelazna brama, za nią - już tylko bunkry. Równo z Magdą, nie pozostając w tyle ani na moment, idą z okrzykami "Hurraa!" na ustach szturmowcy z Felka i Alka. Prowadzą ich Jan i Jerzy (Ryszard Białous).

Niemcy w Gęsiówce, jak się okazuje, nie mają żadnej broni przeciwpancernej - pantera kolejnymi salwami ze swojego działa zmiata kolejne umocnienia. Hitlerowcy bezładnie uciekają z budynków i wież, próbują biec w kierunku Starego Miasta. Wreszcie wystrzały cichną. "Znajdujemy się na pograniczu torsji. Oczy pieką. Słychać jakieś krzyki. Otrzymujemy rozkaz przerwania ognia" - wspominał Wiktor.

Po półtorej godzinie od rozpoczęcia szturmu "czołgiści" z Wacka otwierają w końcu włazy. Jest upał, ale w porównaniu z temperaturą pod pancerzem czołgu wydaje się niemal chłodno. Słychać wołanie: "Żydzi! Żydzi! Więźniowie!".

Ocaleni i ofiary

Na pusty z początku obozowy plac wyległy tłumy postaci w pasiakach. Jakiś chłopiec radośnie wdrapał się na czołg.

"Ze wszystkich stron widziałem rozpromienione twarze. Istna wieża Babel" - wspominał potem jeden z żołnierzy plutonu Alek. Ludzie, dziękując za uwolnienie, przekrzykiwali się w kilku językach: po polsku, ale też po grecku, czesku czy węgiersku.

Ocalono (według różnych szacunków) 350-400 ludzi. Wielu spośród nich domagało się wydania broni i mundurów - natychmiast chcieli dołączyć do walki z Niemcami. W kilkunastu przypadkach było to możliwe, bo żołnierze Radosława zdobyli w Gęsiówce nieco broni, amunicji i żywności.

Prawie stu Niemców z załogi obozu zginęło lub dostało się do niewoli.

Ponad 50 niedawnych więźniów dołączyło do kwatermistrzostwa zgrupowania. Czołgiści z plutonu Wacek mogli też wybrać ochotników do obsługi technicznej czołgu.

Obie zdobyczne pantery miały uczestniczyć w walkach jeszcze tylko przez kilka dni. Po zniszczeniu drugiego czołgu załoga Magdy miała dzielnie wspierać odwrót żołnierzy Radosława z Woli na Starówkę.

Na Gęsiej radość, nad Wolą - czarny dym

Nie wszystko na Gęsiej poszło zgodnie z planem. Uzgadniano przed akcją, że do każdego bunkra czołg oddaje po dwa strzały, a dopiero potem wkraczają tam szturmujący - oczywiście po to, aby koledzy nie dostali się pod ogień swoich. Ale z jednego z bunkrów Niemcy uciekli natychmiast i załoga Magdy - nie wiedząc o tym - otworzyła do niego ogień, gdy byli tam już akowcy.

Na szczęście obyło się bez poważniejszych konsekwencji (jeden lekko ranny). W sumie rannych w akcji zostało pięciu bojowców. Na miejscu zginął tylko jeden, a  następnego dnia zmarła ciężko ranna w brzuch sanitariuszka Zosia. Nawet przy tych stratach sukces na Gęsiej należało uznać za spektakularny, zwłaszcza że pozwolił on tymczasowo otworzyć oddziałom AK korytarz na Stare Miasto.

To z pewnością było jedno z najważniejszych ofensywnych posunięć powstańców Warszawy w pierwszych dniach walk. Ale ruszając do walki, widzieli już czarny dym unoszący się nad Wolą. Nie wiedzieli jeszcze dokładnie, co on oznacza.

Kiedy cieszyli się ze swojego małego triumfu, w odległości kilku ulic rozgrywały się dantejskie sceny. Na parę godzin przed akcją na Gęsiej wdarły się bowiem na Wolską i Górczewską oddziały Reinefartha i Dirlewangera, mordując na swojej drodze mężczyzn, kobiety i dzieci. Najbliższe dni powstania miały upłynąć pod znakiem rzezi na Woli i Ochocie.

Powstańcy, pozostawieni sami sobie, mogli jeszcze odnieść kilka małych zwycięstw. Ale wielkiej tragedii stolicy i jej mieszkańców, która właśnie się zaczynała, nie mogli już zapobiec.

www.onet.pl

Wszystko wskazywało na to, że Niemcy wymordują pozostałych przy życiu więźniów obozu koncentracyjnego. Dowódca przestrzegał jednak żołnierzy Zośki, że wykrwawią się w walce, a celu nie osiągną. Jeden z nich podsunął więc pomysł, by użyć czołgu, który powstańcy zdobyli trzy dni wcześniej.

Tak powstał plan jednej z najbardziej brawurowych akcji powstania warszawskiego.

Wszystko wskazywało na to, że Niemcy wymordują pozostałych przy życiu więźniów obozu koncentracyjnego. Dowódca przestrzegał jednak żołnierzy Zośki, że wykrwawią się w walce, a celu nie osiągną. Jeden z nich podsunął więc pomysł, by użyć czołgu, który powstańcy zdobyli trzy dni wcześniej.

Tak powstał plan jednej z najbardziej brawurowych akcji powstania warszawskiego.

ww2, warszawa, polska, powstanie warszawskie, film, historia, wojna

Previous post Next post
Up