I nie opuszczę cię aż do rozwodu - fikcyjne małżeństwa w Polsce

Feb 22, 2013 20:41

Początek tych historii przypomina „Zieloną kartę”, starą komedię romantyczną. Opowiada ona o Francuzie, który musiał osiedlić się na stałe w Stanach Zjednoczonych. Żeby to osiągnąć, zaproponował Amerykance fikcyjny ślub. Gdy para na chybcika się żeniła, nie sądziła, że całkiem niedługo naprawdę zakocha się w sobie. Filmowa opowieść zakończyła się happy endem. Finał prawdziwych ludzkich historii często jest daleki od tego scenariusza: towarzyszy im strach, chciwość, złość, ale też bezradność i rozczarowanie.


Cena ślubu

„Szukam chętnych dziewczyn które wezmą ślub z obcokrajowcem, zapewniam pełne utrzymanie w międzyczasie”. „Szukam dziewczyny do 30 roku życia, która będzie chętna wziąć ślub za pieniądze, tylko na papierku, potrzebne do wizy”. Tego typu ogłoszeń jest w sieci mnóstwo. Cudzoziemcy - najczęściej osoby z Azji, Afryki i wschodniej Europy - poszukują Polaków, którzy za wynagrodzeniem zgodzą się wziąć z nimi ślub. Fikcyjny, figurujący jedynie na papierze, ale trwający kilka lat. Aż do momentu otrzymania przez obcokrajowca karty pobytu. Potem, zgodnie z wcześniejszą umową, strony biorą rozwód i ich drogi się rozchodzą. Za „pomoc” cudzoziemcy płacą Polakom średnio 5 tysięcy euro. Chętnych do transakcji długo szukać nie muszą.

- Niektórzy ludzie potrzebują pieniędzy, a jedyny sposób na zarobienie - to sprzedaż nerki albo swojego wolnego stanu cywilnego. Nerkę wciąż mam - mówi Anna, która wzięła fikcyjny ślub z cudzoziemcem.

- Ślub ze swoim kolegą zaproponował mi znajomy Pakistańczyk. Najpierw zaprosiłam tego chłopaka do Polski, żebyśmy się poznali. Potem zdecydowałam, że wchodzę w to. Dostałam 18 tysięcy złotych - połowę przed wizytą w Urzędzie Stanu Cywilnego, drugą połowę tuż po ślubie - opowiada Anna. Przedtem miała propozycję matrymonialną od Syryjczyka. Gotów on był zapłacić tysiąc euro, co Annie wydało się zbyt mało. Zrezygnowała, czekając na lepszą „okazję”. - Jest mnóstwo argumentów przeciwko takim ślubom i jeden za - pieniądze - zaczyna kobieta opowieść o tym, dlaczego zdecydowała się na fikcyjne małżeństwo. - Byłam po rozwodzie, miałam na utrzymaniu dziecko. A w sklepie, gdzie pracowałam, dostawałam 1300 złotych. Popadałam w coraz większe długi. Do tego doszły problemy zdrowotne. Wyjazd do pracy za granicę nie wchodził w grę, więc pozostała opcja ślubu za pieniądze. To miał być czysty układ: usługa za usługę.

Zanim przyszły mąż Ani przeprowadził się na stałe do Polski, para ustaliła szczegóły. Razem mieszkają przez parę miesięcy. Wspólne zdjęcia na ścianach, trzy szczoteczki do zębów w łazience - mieli zachowywać pozory rodzinnego życia, żeby w razie kontroli służb migracyjnych nie wydali się podejrzani. Potem małżonek miał się wyprowadzić do wynajętego mieszkania, a „rodzinę” odwiedzać raz na jakiś czas, żeby sąsiedzi widzieli i w razie czego nie donieśli służbom. Umówili się na dwa lata, w trakcie umowy mąż Ani miał otrzymać dokumenty i wnieść pozew rozwodowy. - Sen spełzł mi z oczu, gdy po prawie dwóch latach przestał on pojawiać się u nas w domu. Próbowałam się skontaktować, i nic, zero odzewu. Nie wiem, czy otrzymał on kartę pobytu, ze mną się jednak nie rozwiódł - mówi Ania. Po fikcyjnym ślubie pozostały jej wspomnienia, pieniądze za transakcję i oficjalny status małżonki.

Służby sprawdzają

Mnoży się liczba osób, które miały negatywne doświadczenie z fikcyjnymi małżeństwami. Mimo to, nie ubywa w sieci ofert od potencjalnych małżonków za pieniądze. Polacy również się ogłaszają:  „Wezmę ślub z panią, która potrzebuje obywatelstwa polskiego. Proszę kierować tylko poważne oferty. Opłaca się, bo niedrogo”. „Witam, wezmę ślub za pieniądze. Mam 20 lat i jestem szczupłą brunetką, znam podstawy angielskiego. Oferty proszę kierować na maila”. Co roku ślub z cudzoziemcami bierze prawie 9 tysięcy osób, szacuje się, że nawet co czwarte małżeństwo może być fikcyjnym.

- Stwierdzenie fikcyjności jest podstawą do odmowy zezwolenia na zamieszkanie lub jego cofnięcie - mówi Ewa Piechota z Urzędu ds. Cudzoziemców. Małżeństwo jest sprawdzane na dwa sposoby: podczas kontroli Straży Granicznej lub policji w miejscu zamieszkania rodziny i podczas przesłuchania małżonków przez przedstawiciela urzędu wojewódzkiego lub pracownika Urzędu ds. Cudzoziemców.

Podczas kontroli, służby zwracają uwagę na to, czy małżonkowie mieszkają razem, czy są rodziną. To właśnie przez wgląd na kontrole, Anna ze swoim fikcyjnym mężem wieszali wspólne zdjęcia na ścianie i ostentacyjnie paradowali przed sąsiadami, na wypadek, gdyby policja chciała również im zadać pytania. Udawało się zachować pozory bez większego zaangażowania. Z kolei, by wyjść obronną ręką z wywiadu, Anna musiała z mężem lepiej się poznać. - Urzędnicy pytali jakiej golarki używa mąż albo jaki jest jego ulubiony kolor - opowiada Anna. - To ciekawe, bo na niektóre pytania, gdyby one dotyczyły mojego pierwszego męża, nie odpowiedziałabym poprawnie. A przecież wyszłam za niego z miłości. W tym samym czasie w sąsiednim pokoju przeprowadzano wywiad z pakistańskim małżonkiem Ani. Parę trzymano osobno, żeby nie mogła uzgodnić odpowiedzi na pytania.

Na podstawie wyników kontroli i wywiadu służby rozstrzygają czy małżeństwo jest prawdziwe czy fikcyjne. W tym drugim wypadku cudzoziemiec nie otrzymuje karty pobytu, a polski obywatel dostaje kary za poświadczanie nieprawdy.

Chcą prawdziwy ślub

Jeszcze w 2003 roku zawierano w Polsce nieco ponad 2 tysiące ślubów z cudzoziemcami. Wejście kraju do Unii Europejskiej, a potem do strefy Schengen, przyczyniło się do wzrostu jego atrakcyjności. Teraz uzyskanie zgody na zamieszkanie na czas określony w Polsce otwiera, przed cudzoziemcami spoza UE, całą Europę. - Na podstawie polskiej karty pobytu można podróżować po strefie Schengen bez konieczności posiadania specjalnej wizy i korzystać z pełni praw obywatela UE - wyjaśnia rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców.

Fikcyjne śluby, mimo że na tle wszystkich małżeństw z cudzoziemcami stanowią niewielki procent, robią dużo złego tym, którzy chcą się pobrać z miłości. - Jak mówię, że wychodzę za Tunezyjczyka, to ludzie wybałuszają oczy. Po pierwsze Arab, po drugie muzułmanin. Ludzie naczytają się o tym, jak cudzoziemcy chcą wszelkimi sposobami otrzymać polską kartę pobytu, a muzułmańscy mężowie biją swoje żony, i zaczynają mi dawać „dobre rady”, żebym rzuciła narzeczonego - opowiada  Agata. Ze swoim „M”, jak nazywa narzeczonego, jest od sześciu lat. Większość czasu spędzili w Tunisie, ale mieszkali też w Europie Zachodniej i w Polsce. -  Udało nam się w końcu przekonać do siebie nasze rodziny. Postanowiliśmy się pobrać i osiąść się na stałe w Polsce. I tu się zaczęły schody.

Droga cudzoziemca do otrzymania polskiego obywatelstwa jest długa i kręta. Najpierw musi on otrzymać kartę pobytu na dwa lata, później na czas nieokreślony. W międzyczasie przyjmuje w domu kontrole służb migracyjnych i udziela wywiadu „matrymonialnego” urzędnikom. - Urzędnicy są wyczuleni na śluby za pieniądze, więc rozumiem, dlaczego prowadzą takie procedury. Ale z naszego punktu widzenia są one dla nas upokarzające. Raz stwierdzono, że się ukrywamy, bo kontrola przyjechała na podany wcześniej adres, a my dopiero co się przeprowadziliśmy i nie zdążyliśmy podać nowego. Albo gdy uzyskaliśmy odmowę, bo urząd stwierdził, że ma za mało danych potwierdzających nasze pożycie małżeńskie - opowiada Agata. Od decyzji się odwoływali, udowadniając, że nie są z „tych” związków. Że ślub wzięli z miłości. - Ale najgorsze są spojrzenia zza biurka, gdy mówię, że przychodzę w sprawie męża-cudzoziemca: mieszanka politowania z niedowierzaniem i pogardą. Jakby chcieli zademonstrować: we wszystkich związkach z cudzoziemcami chodzi tylko o pieniądze i europejskie papiery.

Źródło: Onet

polska, unia europejska, imigracja, imigranci

Previous post Next post
Up