Wakacje z karabinem

Sep 03, 2012 15:53

Wakacje z karabinem


02.09.2012.

"Rodzice myśleli, że jesteśmy na wakacjach". Dwóch dziewiętnastolatków z Londynu postanowiło pojechać do Syrii i przyłączyć się do walk po stronie rebeliantów.

Dwaj brytyjscy nastolatkowie spacerujący po ulicach Antiochii pozornie niczym nie różnią się od tysięcy innych turystów cieszących się słońcem Turcji, ale jeszcze kilka dni wcześniej ci młodzi ludzie walczyli u boku rebeliantów w coraz bardziej krwawej syryjskiej wojnie domowej.



- Czuliśmy, że powinniśmy wziąć udział w tej walce - powiedział dziennikarzowi ”Timesa” młodzieniec przedstawiający się jako Abu Musef (prosił, aby ze względu na jego rodzinę nie podawać jego prawdziwego nazwiska). - W Syrii bomby sypią się z nieba, ale wiedzieliśmy, że postępujemy słusznie, bo obok nas w tej samej sytuacji widzieliśmy małe dzieci.

W jaki sposób dwóch dziewiętnastolatków z zachodniego Londynu dotarło do ogarniętej wojną domową Syrii i dołączyło do powstańców walczących w Al-Rab na przedmieściach Aleppo? - Pojechaliśmy na wakacje - odpowiada Abu Omar (to oczywiście także pseudonim), ale nie ulega wątpliwości że historia tych wakacji przeraziłaby ich rodziców. - Nasi bliscy byli przekonani, że świetnie się bawimy.

Dwaj młodzi mężczyźni, przyjaciele od dzieciństwa, mówią dziś, że decyzje o wyjeździe do Syrii i przyłączeniu się do rewolucji podjęli w kilka minut. Rodzicom powiedzieli, że jadą do Stambułu.

Obaj są Brytyjczykami pochodzenia syryjskiego. Ich rodziny sprowadziły się do Wielkiej Brytanii jeszcze przed ich narodzeniem. - Pokłóciłem się z szefem w zakładzie, w którym pracuję jako mechanik - opowiada Abu Musef. - Wiedziałem, że już do tej pracy nie wrócę. Kilka godzin później rozmawiałem z moim przyjacielem i podjęliśmy decyzję o wyjeździe do Syrii.

Abu Omar potwierdza słowa przyjaciela. - Nie namyślaliśmy się długo, decyzja była oczywista - mówi.

Obaj opowiadają, że wojna w Syrii i cała Arabska Wiosna były częstymi tematami dyskusji w ich domach. Syryjscy imigranci w Wielkiej Brytanii są zszokowani i przygnębieni tym, co dzieje się w ich kraju. - O niczym innym się nie rozmawia - komentuje Abu Omar.

Nie wiadomo, ilu ”bojowników z zagranicy” dołączyło do syryjskiej rebelii przeciwko prezydentowi Assadowi. Ci, którzy niedawno opuścili Syrię, mówią, że wśród powstańców wcale nierzadko spotyka się osoby mówiące trochę po angielsku z typowym brytyjskim akcentem, ale samych Brytyjczyków walczyło tam może kilkunastu.

Jak mówi Abu Himet, dowódca Wolnej Armii Syrii, część z obcokrajowców dołącza do syryjskiej rewolucji po konwersji na islam. Inni, tacy jak Abu Musef i Abu Omar, robią to, ponieważ - jak mówią - ”czują ducha rewolucji”.

- Wreszcie mieliśmy jakąś sprawę, w którą mogliśmy wierzyć - tłumaczy Abu Omar. - Bo w Londynie ludzie już w nic nie wierzą. W Syrii nie walczy się o szybkie samochody czy wielkie domy. Walczy się o wolność.

Kiedy dwaj młodzi mężczyźni przyjechali do Turcji, zaczęli szukać kontaktów z aktywistami wspierającymi syryjską rebelię. Dotarli do Antiochii, miasta na południu Turcji, niedaleko syryjskiej granicy. Abu Musef, który był w Syrii trzy lata temu, miał tam krewnych, którzy brali aktywny udział w rewolucji i którzy pomogli dwóm przyjaciołom dotrzeć do jednego z oddziałów powiązanych z Wolną Armią Syrii.

- Spotkaliśmy się z nimi i postanowiliśmy do nich dołączyć - opowiada chłopak. - Na początku przeszliśmy szkolenie, które sprowadzało się do krótkiego instruktażu obsługi karabinu: pokazywano nam jak strzelać i jak unikać kul.

- Nie chcę się chwalić, ale okazało się, że mamy do tego talent! - dodaje Abu Omar.

W Syrii trafili w sam środek kilku prawdziwych bitew, w których wojska rządowe i rebelianci walczyli o kontrolę nad strategicznym Aleppo. - Kilkadziesiąt metrów od nas uderzyła rakieta - opowiada Abu Omar. - Mieliśmy szczęście. Wszędzie latały rakiety, ostrzeliwały na samoloty, to było prawdziwe szaleństwo.

Młodzi Brytyjczycy zajmowali się głównie organizowaniem dostaw i łączności pomiędzy rebeliantami i cywilami uwięzionymi w oddzielonych od siebie dzielnicach Aleppo. - Słyszeliśmy straszne opowieści o gwałtach i torturach - dodaje Abu Omar. - Zrozumieliśmy, że Assada trzeba obalić za wszelką cenę. Zrobimy wszystko, o co poproszą nas rebelianci.

Na razie dowództwo rebelii poprosiło ich, aby wrócili do Londynu i organizowali wsparcie i zbiórkę funduszy. - Powiedzieli, że bardziej im pomożemy z zewnątrz - tłumaczy Abu Musef.

Obaj mężczyźni mają już umówione spotkania z aktywistami i specjalistami od zbierania pieniędzy w Wielkiej Brytanii. Zamierzają także wrócić na studia.

- Nie żałuje tego, co zrobiliśmy - mówi Abu Musef. - Jestem teraz zupełnie innym człowiekiem. Jeśli spotkam innego młodego londyńczyka, który będzie chciał pojechać do Syrii, zapytam go, czy dobrze mówi po arabsku, czy ma dość pieniędzy na podróż i czy naprawdę wierzy w sprawę, za którą chce walczyć. Jeśli na wszystkie te pytania odpowie twierdząco, powiem mu, żeby jechał.

islam, syria, wojna

Previous post Next post
Up