Jak Kania po deszczu Jak Kania po deszczu
7 sie, 12:49
Kryzys w polskiej branży mięsnej z jednych robi bankrutów, a drugich zachęca do ofensywy. Jak Henryka Kanię, który z dość odległej pozycji postanowił zaatakować rynkowych liderów: Animex i Sokołów
Na przeszło 2 hektarach zakładu produkcyjnego robi się coraz ciaśniej: w korytarzach ruch pracowników często odbywa się wahadłowo, bo tylko jedna osoba ma szansę przecisnąć się między ścianą a stertą kartonów i koszy. Ale gdzieś trzeba ustawiać te kiełbasy, kabanosy i inne wędliny, na które zamówień przybywa w tempie geometrycznym. Szczególnie od początku tego roku, kiedy Zakłady Mięsne Henryk
Kania rozpoczęły współpracę z największą siecią handlową w Polsce: Biedronką. Wejście do dyskontu, który niemal codziennie otwiera nowy sklep, ma wprowadzić firmę do pierwszej trójki przetwórców i tym samym rozbić duopol Animex - Sokołów. Ambicji Henryka Kani, prezesa i głównego akcjonariusza masarskiej
spółki z Pszczyny, nie tępi ani ostra konkurencja, ani szalejący w branży kryzys. Zatem o ile tylko Kania nie wyhamuje z rynkową ofensywą i nie potknie się o długi, których dotychczas sporo narobił na nowe inwestycje, w polskim masarstwie szykuje się przewrót.
Branża mięsna w Polsce jest bardzo rozdrobniona - szacuje się, że liczy nawet ponad tysiąc producentów, dlatego trudno o dokładne wyliczenia dotyczące rynkowych udziałów głównych graczy. Jak wynika z danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w ubiegłym roku wartość sprzedaży w przemyśle mięsnym wyniosła 33 mld zł, a dodatkowo w drobiu - 14 mld zł (nie ma tu jednak podziału na sektor mięsny i mięsno-przetwórczy, co może wprowadzać podwójne wyliczenia i utrudnia pozycjonowanie spółek, które zajmują się albo głównie przetwórstwem, albo rozbiorem i ubojem, albo jednym i drugim).
Wiadomo na pewno, że prym wiodą zajmujące się i mięsem, i wędlinami Animex (kapitał amerykański) oraz Sokołów (kapitał skandynawski) z przychodami odpowiednio 3,6 mld zł (2011 rok) i 2,2 mld zł (2010 rok - ostatnie publiczne dane). Za nimi długo, długo nic i grono krajowych przetwórców z przychodami rzędu 100-500 mln zł: m.in. JBB ZPM, ZM Henryk Kania, ZM Silesia, Tarczyński, ZM Olewnik (nie uwzględniając firm skupionych na produkcji mięsa, np. PKM Duda, Pini Polonia).
- W ciągu trzech lat chcemy stać się wyraźnym trzecim graczem na rynku przetwórstwa mięsa czerwonego. Do tego czasu zamierzamy zwiększyć roczne przychody do miliarda
złotych - zapowiada Henryk Kania.
Chociaż w ubiegłym roku przychody spadły do 311 z 350 mln zł w 2010 r., jeszcze w tym roku mają wrócić na ścieżkę wzrostu, zwiększając się o około 30 proc. rocznie, a głównym motorem będzie właśnie współpraca z Biedronką. Własnym sumptem zakłady Kani są teraz w stanie wyciągnąć 550-600 mln zł rocznego obrotu - na tyle pozwala zdolność produkcyjna pszczyńskiego zakładu, która sięga 120 ton na dobę, a obecnie wykorzystywana jest w około 70 procentach. Pozostałe setki milionów mają być realizowane dzięki przejęciom innych zakładów, ale o szczegółach potencjalnych transakcji prezes na razie milczy.