04.01.2012
Juan w ataku
Chiny są być może jedynym przykładem państwa świadomie dążącego do umiędzynarodowienia swojej waluty przy jednoczesnym utrzymywaniu kontroli nad kapitałem. Testem dla tego hybrydowego modelu ma być Hongkong.
Chiny w coraz szybszym tempie przeobrażają juana w walutę międzynarodową. 28 grudnia Pekin otrzymał od Sudanu, dla którego jest największym partnerem handlowym, wniosek o stosowanie w dwustronnej wymianie handlowej waluty partnera. Jeśli Chińczycy się zgodzą, "moglibyśmy zrezygnować z dolara" - oznajmił według AFP sudański bank centralny.
Od 2009 roku Chiny podpisały już porozumienia o "swapach", czyli o bezpośrednich przelewach określonych sum, z wieloma bankami centralnymi - przede wszystkim w Azji, ale także w Argentynie czy Nowej Zelandii. W grudniu takie umowy zawarto z Pakistanem i Tajlandią, co pozwala handlowcom tych krajów dostawać juany na transakcje z największym eksporterem świata.
W nową fazę wkroczono 25 grudnia, gdy Chiny podpisały z Japonią pakt przewidujący bezpośrednie wykorzystywanie juana i jena w transakcjach między drugą i trzecią pod względem wielkości gospodarką świata, aby "zredukować ryzyko zmiany kursu i koszty transakcji", jak podkreśla Pekin. Nie ustalono żadnego kalendarza, a szczegóły trzeba dopiero uzgodnić, ale jest to ostatni etap w "coraz dłuższej serii oznak wskazujących na to, że Pekin zdecydowanie dąży do przeobrażenia juana w rzeczywistą walutę alternatywną" - zauważa ekonomistka HSBC Donna Kwok.
Japonia zobowiązała się jednocześnie do zainwestowania do 10 mld dolarów (7,7 mld
euro) ze swoich rezerw w juana. Choć jest to ilość niewielka, jeśli wziąć pod uwagę gigantyczne rezerwy walutowe obu krajów, krok ten stanowi dla statusu juana jako waluty rezerwowej poważny awans, gdyż Japonia inwestuje swe aktywa w juana jako pierwsze państwo z grupy G8. - Chiny będą w 2012 roku kontynuować starania o uczynienie z juana waluty międzynarodowej mimo niepewności na rynku światowym - prognozuje Kwok.
Dla Pekinu zabiegi o wyłonienie alternatywnej waluty rezerwowej są ważne, aby zmniejszyć stopień własnej wrażliwości na amerykańską politykę monetarną. Jednakże dewiza międzynarodowa powinna ze swej natury być swobodnie wymienialna, co nie ma miejsca w przypadku juana. Chcąc zachować kontrolę nad swą walutą, co ma kluczowe znaczenie dla chińskiego eksportu, Pekin nie stosował tradycyjnego modelu uprzedniego uwolnienia kursu wymiany: Chiński Bank Ludowy zezwala tylko na odchylenie rzędu 0,5 proc. od kursu podstawowego, który sam codziennie ustala. Nie zniósł także barier utrudniających przepływ kapitału. - Chiny są być może jedynym przykładem państwa świadomie dążącego do umiędzynarodowienia swojej waluty przy jednoczesnym utrzymywaniu kontroli nad kapitałem - twierdził w listopadzie główny ekonomista Standard Chartered w Chinach Stephen Green.
Stąd żywe zainteresowanie tym hybrydowym modelem nadawania walucie międzynarodowego statusu. W sercu tych przemian znajduje się Hongkong, gdzie Pekin w ciągu ostatnich 17 miesięcy dopuścił do powstania rynku juana poza swoimi granicami. Efektem ubocznym jest to, że juany lokowane na zewnątrz fortecy nie unikają wpływu zmiennych wiatrów na rynkach światowych. W rezultacie pod koniec września juany pozakontynentalne były masowo wyprzedawane tak samo jak inne waluty azjatyckie. Chociaż dwa kursy nigdy nie różnią się od siebie o więcej niż 3 proc., trzeba się było pożegnać z założeniem, że juan w Hongkongu w sposób naturalny będzie podążał za kursem w Chinach kontynentalnych.
Tymczasem obecna napięta sytuacja skłania Pekin raczej do unikania ze względów bezpieczeństwa napływu zagranicznego kapitału czy ryzyka spekulacji wiążących się z otwarciem. - Chiny chcą czerpać zyski z posiadania międzynarodowej waluty, ale ostatnią rzeczą, jakiej pragną, jest reakcja łańcuchowa wywołana źle oszacowaną liberalizacją rynków finansowych - mówi Ren Xianfang, analityk IHS Global Insight. - Umiędzynarodowienie juana będzie więc nadal ograniczone.
Kolejnym etapem otwarcia będzie sprawdzenie, w jaki sposób udaje się wykorzystać juany z Hongkongu w Chinach. - Wszystko zależy od tempa, w jakim będzie otwierać się finansowo stolica - uważa Kelvin Lau, ekonomista Standard Chartered. - Ale z czasem, w miarę znoszenia barier, będzie następowała stopniowa konwergencja. Jest to kwestia wielu lat.
Harold Thibault
Le Monde Copyright 1996-2012 Grupa Onet.pl SA