Zire excerpt, spoilerish

Feb 17, 2011 22:16

- Nie rób głupot - zadźwięczało mu w uszach po raz tysięczny w życiu. Odwrócił się, ale nic nie zobaczył. Znajdował się w nicości otoczony nieprzeniknioną ciemnością.
To sen - podpowiedziała mu świadomość. - Trochę dziwny, ale na pewno sen.
Ruszył przed siebie. Ciche dźwięki dochodziły zewsząd, a z pomiędzy nich wyłaniały się najpierw pojedyncze słowa, potem całe zdania.
- Przebywanie z nim sprawia, że jego druga natura pragnie wyjść na powierzchnię. To nie może trwać.
Wspomnienie. Pamiętam to...
Zatrzymał się i podążył w stronę skąd docierał głos Agana. Zobaczył go stojącego w cieniu drzew zamkowego sadu, tuż pod oknem sypialni Rizu. Rozmawiał z Tengu.
Chłopak skulił się na łóżku przy kamiennej framudze okna, by dobrze słyszeć, a nie zostać dostrzeżonym.
Kojiro skinął głową.
- Nie możemy jednak tak po prostu zabronić mu się z nim spotykać. Nie posłucha.
- Przemawianie do jego zdrowego rozsądku lub przymus też odpadają, gówniarz jest zbyt uparty - westchnął Agan. - Tak czy siak, nie może się więcej widywać z tym całym Ulvarem.
- Co sądzisz, Kotaro?
Białowłosy Tengu zdawał się być zamyślony.
- Ale - zaczął - on wydaje się być szczęśliwy.
Kojiro odetchnął głęboko i przeczesał ręką krucze włosy.
- Jest za młody! Wychował się bez rodziców, wciąż potrzebuje naszej opieki i nadzoru. Bez tego wszystko może się wymknąć spod kontroli. Chodźcie, skonsultujmy to z resztą.
Rizu spojrzał na swoje odbicie w stojącej pod ścianą przerdzewiałej tarczy. Zupełnie nie wiedział, kiedy znalazł się w swoim około 400-letnim ciele. Sen wyrzucił go w przeszłość całkowicie. Na słowa Kojiro w sercu zaczęło rodzić się jakieś niemiłe uczucie. Ogarniało go i przytłaczało.
Oni nie rozumieją. Oni nic nie rozumieją!
Położył się na łóżku próbując złapać oddech i uspokoić. Zacisnął powieki. Ucisk w piersi zelżał, potem zniknął, jak ręką odjął. Świergoty na zewnątrz ucichły, a czas zdawał się stanąć w miejscu.
Kiedy chłopak otworzył oczy, przez moment nic się nie działo. Dopiero po chwili na parapecie usiadł mały, zielony ptaszek i zaćwierkał. Dźwięk ten przywrócił Rizu do sennej rzeczywistości. Wyciągnął rękę. Stworzenie bez wahania przeskoczyło na jego dłoń i usadowiło się wygodnie. Zanim zorientowało się, że coś jest nie tak, było za późno. Smukłe palce stopniowo wyciskały ze zwierzęcia całe powietrze. Kiedy paniczny świergot ucichł zupełnie, a ptak przestał się ruszać, chłopak bez pośpiechu, wysunął dłoń za okno i pozwolił ciałku się z niej zsunąć i spaść z wysoka na zielony dywan. Nie czuł nic.
Rizu, znów w swoim ciele, patrzył z obrzydzeniem na swoją młodszą wersję. Pamiętał tę scenę bardzo wyraźnie. Pamiętał jak narastała w nim agresja, gdy usłyszał słowa opiekunów.
Wyjrzał za okno szukając wzrokiem zabitego ptaka. Zaskoczyła go obecność Kotaro wciąż stojącego w cieniu drzew. Demon nie poszedł od razu za pozostałymi, przez co był świadkiem tego, co się stało. Patrzył w kierunku okna, w którym, z oczywistych przyczyn, nie mógł zobaczyć starszej wersji swego zdemoniałego podopiecznego. Z jego wzroku nie dało się nic wyczytać. Co mógł czuć jego opiekun i przyjaciel widząc, iż chłopiec, którego właśnie starał się bronić, udowodnił mu naocznie, jak bardzo się mylił? Wstręt? Rozczarowanie?... Kompletnie nic?
Skrzydlaty spuścił wzrok i podniósł z ziemi martwe zwierze. W sekundę małe ciałko zmieniło się w proch. Tuż zanim demon odszedł, jeszcze raz spojrzał w górę, a wtedy Rizu zobaczył jego uczucia jak na dłoni. Współczucie. Młodszy Tengu mu współczuł!
- Kotaro?... Kotaro! - chciał zawołać, ale słowa nie dotarły do uszu demona.
Rizu z niezwykłą dla snów gwałtownością wyrzuciło z powrotem w ciemność. Przez chwilę miał wrażenie, że poczuł ból, ale musiało się mu tylko zdawać. Pewien był natomiast, że temperatura gwałtownie się obniżyła, a z zachmurzonego nieba zaczęły leniwie spadać duże i miękkie płatki śniegu.
Znalazł się na bezkresnej równinie otulonej białą pierzyną, zupełnie sam. Ciemne, szare chmury wisiały nisko nad ziemią. Było pusto i cicho.
Chłopak zaczął się nerwowo rozglądać. Był pewien, że powinno znajdować się tu coś więcej. Tymczasem równina zdawała się nie mieć krańców, a on czuł się kompletnie zagubiony. Nie wiedział, dokąd iść i co robić. Drżał z zimna.
Wrzasnął na całe gardło, lecz odpowiedziało mu jedynie echo. Osunął się na kolana. Nie rozumiał, czemu czuje się tak przerażony, mimo iż był to tylko sen. Miał wrażenie, że z całych sił powinien się przed czymś bronić, czemuś zaprzeczyć.
- Mówiłam, nie rób nic głupiego!
- Dlaczego nigdy nie słuchasz, co starsi do ciebie mówią?
- Naprawdę, braciszku, jak mogłeś to zrobić? Teraz grozi nam niebezpieczeństwo!
- Nie bądźcie takie surowe, w końcu to jeszcze dzieciak.
Głosy sióstr odbijały się echem gdzieś w przestrzeni, choć żadnej z nich nie zobaczył.
- Przestańcie! - poprosił i zasłonił dłonią uszy. - To nie tak!
Oskarżycielskie i lekceważące zdania nie ucichły jednak, wręcz przeciwnie. Dźwięczały mu w głowie ze zdwojoną intensywnością, zlewając się w jeden pojedynczy, niedający się znieść szum.
- PRZESTAŃCIE!!! - wrzasnął na całe gardło zachrypniętym głosem i ukrył głowę w kolanach.
- Nie macie pojęcia, do czego doprowadziłyście, boginki - odezwał się kolejny głos. Wydawał się tak znajomy, że Rizu mimowolnie poderwał wzrok, jednak nic nie zobaczył. Śnieg zaczął padać o wiele intensywniej, tak jak i nasiliło się poczucie, że chłopak nie klęczy w pustej przestrzeni, i że dookoła, choć tego nie widział, dzieje się coś bardzo ważnego. Dotarła do niego także inna prawda. To nie było żadne z jego wspomnień. Nigdy nie był świadkiem rozmowy sióstr z osobą, która właśnie przerwała ich obezwładniający potok słów. Zdawał sobie sprawę, że widzi i słyszy rzeczy, które nie były częścią jego życia. Co się działo? Co za sen właśnie śnił? Nie był pewien, czy chciał, by te obrazy i słowa były prawdziwe. Ogarniał go strach.
Nadal drżąc na całym ciele podniósł się z ziemi i nasłuchiwał mrużąc oczy przed prószącymi chaotycznie płatkami. Przez długi czas tylko wyjący wiatr dawał o sobie znać, lecz w końcu znów usłyszał głosy:
- Położymy temu kres.
Rozmówca jego sióstr uśmiechnął się.
- A jak zamierzacie tego dokonać? Jesteście bezradne, póki to jest w moim posiadaniu.
- Zwróć Księgę! - warknęła jedna z boginek. - Albo szykuj się na śmierć!
Odbite od klingi światło pełnego księżyca poraziło Rizu w oczy.
- Nie! - chciał krzyczeć, błagać. Rozglądał się wszędzie, ale wokół nie było nic ani nikogo. Konfrontacja jego sióstr z Ulvarem miała miejsce dawno temu i daleko stąd. Mimo to, słowa same wypływały nieprzerwanie z jego ust: - Nie róbcie tego, nie róbcie tego...
Szedł przed siebie w nieznanym kierunku, brnąc przez zaspy, zmarznięty i przerażony. Świadomość poczęła zanikać, wypychana przez inne, niezdefiniowane, acz znajome i bynajmniej nie mile widziane uczucie. Zatracał się w nim całkowicie. Bezradność przerodziła się w agresję, a strach w nienawiść. Przytłoczyła go siła tych emocji. Wszystko dookoła stało się nieistotne.
- Nie pozostawiłyście mi żadnego wyboru - odezwał się cicho Ulvar.
Niespodziewana nuta smutku w głosie demona wyrwała Rizu gwałtownie z ogarniającej go pustki umysłu, tak dobrze mu znanej i znienawidzonej. Na powrót znalazł się w bezpiecznej, nieprzeniknionej ciemności, w roli obserwatora. Czekał.
Spodziewał się, że sen znów wrzuci go do centrum jakichś wydarzeń z przeszłości, jednak nic takiego się nie działo. Odwrócił się. Za wolno jednak, by zobaczyć dokładnie obraz, który w tej chwili zniknął mu sprzed oczu tak szybko, jak się pojawił. Zdołał dostrzec jedynie śnieg splamiony czerwienią.
Zamarł.
To nie wspomnienie - podpowiedziała świadomość próbując go uspokoić.
Zapadła całkowita cisza, wśród której chłopak słyszał tylko własny szybki i nieregularny oddech.
- Czego chcesz? - odezwał się kolejny głos w ciemnościach.
- Powstrzymać cię...
- Spróbuj.
Zimny, przenikliwy wiatr porywał do tańca spadające płatki śniegu. Rizu osłonił przed nimi oczy. Poczuł wewnętrzny przymus, nakazujący mu walczyć. Bezzwłocznie wezwał miecz, jednak ten się nie pojawił.
Chłopaka ogarnęła bezradność. Próbował wyrwać ze snu, nad którym nie miał żadnej kontroli, lecz nie dawał rady. Wbrew logice, wbrew temu, co mówił mu chłopiec z przepaską na oku.
- Dość! - krzyknął, ale nie mógł się obudzić. Z wdzięcznością zatem przyjął zalewający wszystko zielony blask pochodni. Rozpoznał komnatę, o której śnił niemal co noc. Zobaczył blade, niebieskie światło unoszące się leniwie nad ciałem leżącej na kamiennej ławie postaci. Druga osoba pochylała się nad nią jak zwykle.
- Wybacz... - dało się słyszeć cichy szept.
Zaraz potem wszystko znów zalał mrok.
Rizu poczuł falę bólu przeszywającego jego ciało, aż zabrakło mu tchu, a kryształ na szyi Ulvara błysnął złowieszczo. Zanim chłopak zdążył zareagować, sen wrzucił go w wir wydarzeń, o których chciałby za wszelką cenę zapomnieć.
Demon z satysfakcją malującą się na twarzy oglądał swoje dzieło zniszczenia wykonane za pomocą nowego narzędzia. Wioska płonęła. Dało się słyszeć wrzaski ludzi palących się żywcem, tych na których zawalił się strop, tych, którzy nie umieli uratować swoich bliskich i sami ginęli wkrótce potem. Jedna wioska, potem kolejna, potem znów kolejna. Rizu czuł na twarzy żar bijący od płomieni, które sam wywołał.
Obrazy zmieniały się coraz szybciej. Chłopak zaczął się miotać. Chciał krzyczeć i błagać, ale głos uwiązł mu z gardle. Bezskutecznie pragnął zakończyć swój sen, czy raczej potok wspomnień.
- Ktokolwiek... pomocy - szepnął. I zupełnie nagle żar zniknął.
Przyjemny chłód ogarnął jego ciało, deszcz zmywał krew z ran przynosząc ulgę.
Ran?
To nadal był sen. Zrezygnowany, stał długo bez ruchu korzystając ze względnego spokoju swojego koszmaru. Czuł się wyprany z wszelkich emocji. Pozwalał kroplom spływać leniwie po twarzy, do której przykleiły się zakrwawione kosmyki. Ubranie stało się ciężkie od posoki i wody.
Z kim walczyłem? Gdzie jestem? - świadomość waliła w tył głowy potokiem pytań. Spojrzał w górę. Czarne chmury spowijały niebo prawie całkowicie. Tylko miejscami dało się zobaczyć szkarłat spękanego firmamentu z pełnym księżycem podbarwionym czerwienią. Zagrzmiało.
W Rizu wezbrał niepokój. Bojąc się tego, co może zobaczyć, zaczął powoli rozglądać się po otulonej mgłą okolicy. Ruiny zbryzgane błotem i krwią wyłaniały się spod gęstego, białego dywanu. Zobaczył rozwalone kolumny i freski oraz kamienne fragmenty sklepienia niegdyś olbrzymiej i pięknej budowli. Zaczęło dławić go w gardle, gdy docierało do niego, na co patrzy. Wrota Świątyni Księżyca zamieniły się gruz. Jeśli ktokolwiek wszedł do środka, został tam pogrzebany żywcem.
Ogarniała go panika. Tu na pewno rozegrała się walka. Jeśli tak, to gdzie są wszyscy? Gdzie wszyscy ci, których sprowadzili, którzy mieli im pomóc, których mieli bronić?
Chłopak zaczął się nerwowo rozglądać.
Wśród ruin nie było żadnych ciał. Żadnych poza jednym. Rizu dostrzegł je leżące tuż przed sobą. Zaczął się cofać, aż jego plecy natrafiły na pozostałości jakiejś kolumny. Srebrny miecz widniał wbity w ziemię parę kroków obok, splamiony krwią.
- Co ja... ? Kto... ? - chciał spytać. W odpowiedzi poczuł wypełniającą jego ciało pustkę i nieprzebraną rozpacz. Pomiędzy kroplami deszczu na twarzy, łzy ryły sobie własne ścieżki. Nie rozumiał, skąd wzięły się w nim nieprzebrane pokłady takich uczuć, ale odniósł wrażenie, że właśnie odebrał sobie powód do życia. Nic nie miało już znaczenia, nawet to, że prawdopodobnie wszystko dookoła było jego dziełem.
Poddał się ogarniającemu otępieniu.
Nie wiedział, jak długo stał bez ruchu pozwalając łzom płynąć swobodnie, a pustce zjadać go od środka. Gapił się tępo w przestrzeń nie zauważając już niczego wokół - ani ruin, ani kończącego się świata, ani sączących się ran, ani nawet chłopca z przepaską na oku, który od jakiegoś czasu przyglądał się scenie z rosnącym przerażeniem.
Chłopiec... - świadomość po raz kolejny ukłuła go mocno. Ocknął się. Powoli, bojąc się, że może spłoszyć to ludzkie dziecko, podniósł wzrok i spojrzał na Mikę. Młody Tankardczyk drżał.
- Mika... - szepnął Rizu robiąc krok w jego kierunku. Snuwidzący zaczął się cofać. W niebieskim oku lśnił strach. - Mika?
Kiedy chłopiec rzucił się do ucieczki, bogin pojął, że to nie sceneria tak przeraziła Jednookiego, lecz on sam. On, wstrętny demon i morderca.
- Mika! Mika, nie! - krzyczał. - Mika!!!
Chłopiec całkowicie rozpłynął się we mgle.

text, art, zire

Previous post Next post
Up