Jul 09, 2016 20:33
Poszliśmy do kina na Tarzana - i ten film zasługuje na taką dużą, złotą gwiazdkę. Nie macie pojęcia, jak on się stara. Stara się być filmem przygodowym. Stara się być psychologicznym. Stara się być politycznie zaangażowany. Stara sie pokazywać piękne zwierzęta, stara się pokazać grozę kolonializmu, stara się dorzucić romans, stara się mieć charyzmatycznego złola, ba, nawet o queerbaitingu słyszał i bardzo, bardzo się stara żeby ktoś odebrał parę mało śmiesznych dowcipów jako podtekst i może nawet -gasp! - poshipował główną parę w internetach (mam na myśli Tarzana i doktora. Jane w tym filmie nie ma tak bardzo, że wykopali ją nawet ze sceny, w której Tarzanowi rodzi się syn).
I chyba właśnie z tego nadmiaru film wyszedł koszmarnie nijaki. Aktorzy się wyraźnie nudzą (Jackson już swoją pierwszą scenę przerywa i przyśpiesza, byle jak najszybciej się urwać z tego filmu), mamy kolejne, zbędne sceny prezentujące zwierzątka (w sumie fajny był struś, wyładowujący na doktorze frustrację, bo zapomniał jak się skręca) i bieganie po różnych afrykańskich krajobrazach i w efekcie brakuje miejsca na jakieś budowanie postaci - nie wiadomo, czemu stado Tarzana przeemigrowało bliżej Oparu, nie wiadomo nic o jego współplemieńcach, scena starcia z żądnym zemsty ojcem jest równie krótka i klimatyczna jak pojedynek Batmana z Supermanem (i też sprowadza się do jednej wymiany zdań), końcowa bawołoapokalipsa została chyba w całości zaprezentowana w trailerze, więc człowiek ziewa. I w sumie wychodzi na to, że te całe Kongo to taki nieduży lasek (był rzut na ten słynny przeciek z rury, który miejscowi biorą za wodospad), który obrabiają w całości cztery lwice, a jak cię napadną, to się leci kawałek po sąsiadów i wszyscy gromadnie lecą na pomoc - -ale tylko jak wróci Tarzan, wcześniej mogą cię wywozić gdzie im się podoba. I na cały kraj wystarcza jedna szkoła - papcio Porter był taki zdolny, że po angielsku mówią dokładnie wszyscy.
A najbardziej to mi w sumie krokodyli żal, obiecywali im panienki, a było tylko stare mięso i wybuch na dokładkę. Nie tak się traktuje morskie krokodyle, nie.
Najmniej mi za to było żal cianiarskich najemników którzy płynęli z daleka, zobaczyli tonącą kasę i zamiast udać się na ląd po więcej, zawrócili, ponieważ nikt im nie podał do łapki. Serio, ludzie? Serio?
Also, czemu John jest lordem Greystoke, jeśli jego dziadek jeszcze żyje?
Bo to musiał być jego dziadek ze strony ojca, żeby go w ogóle uznać, prawda? Bo parę papierów i chusteczka mogłyby świadczyć najwyżej o tym, że leśny grób jaśniepaństwa znalazł tamtejszy Amerykanin i postanowił ugrać trochę pieniędzy dla córki i zięcia.
... Kurcże, chyba wolałabym zobaczyć film o takim przekręcie...
kino