Sep 09, 2010 19:40
Rok 1971 - Londyn, ulica Lacy Road, gdzieś w ściekach
Siedziałam na fotelu, a naprzeciwko mnie Czarny Pan. Na twarzy miał namalowaną złość… Wiedziałam, że chodzi mu o mojego brata, który wyjechał szpiegować, a nie mógł z nim nawiązać kontaktu… Patrzył się na mnie nic nie mówiąc… Siedzieliśmy tak jakieś 15 minut, zaś potem usłyszeliśmy huk. To był Lucjusz, który spadł z drabiny wchodząc do naszej kryjówki. Szybko się otrzepał i szedł w naszą stronę. Prawą ręką pocierał swój nos. No, ale nie dziwię mu się, bardzo śmierdziało… Może, jakiś śmierciożerca znów nie mył się przez miesiąc… A może stąd, że nasza kryjówka znajdowała się w kanalizacji ścieków…
Malfoy podszedł do Lorda Voldemorta i mówił mu coś na ucho, a potem przekazał mu jakąś kartkę. Na końcu Czarny Pan pokiwał głową i wyszedł.
- Malfoy, czy chodzi o Rudolfa?
- Bello, nie mogę powiedzieć, gdyż to jest tajna informacja - powiedział wyniosłym głosem i pokierował się w stronę wyjścia…
Nie wytrzymałam… Nie dość, że wczoraj nie pozwolił mi grać w pokera mówiąc, że to jest gra dla prawdziwych mężczyzn, to jeszcze nie chciał mi przekazać informacji, które zapewne dotyczyły Rudolfa… Rzuciłam się na niego. Słychać było tylko odgłosy walki i wulgaryzmy. Malfoy ciągnął mnie za włosy, a ja próbowałam kopać go nogą. Po jakimś czasie śmierciożercy stanęli wokół i zaczęli obstawiać, kto wygra. Wydawało się, że walka nie dotrwa końca, aż do czasu, gdy pojawił się, Voldemort.
- Echem. - odchrząknął; w tym czasie wszystkie oczy były skierowane na niego.
- No, bo… No… To on zaczął! - wskazałam palcem na Lucjusza.
- To nie prawda! - wykrzyknął pokazując język. I zaczęła się kłótnia.
- To wszystko, dlatego że nie pozwoliłeś mi grać w karty - uderzyłam go w kostkę
- Bo nie umiesz grać i tyle.
- Cisza! - wykrzyknął, Voldemort
- Przepraszamy, Panie - odpowiedzieliśmy.
Czarny Pan wygodnie usiadł w fotelu, po czym pstryknął palcami, aby Nott przyniósł mu Whiskey. Nott w oka mgnieniu pojawił się z szklanką z alkoholem.
- Bellatrix, podejdź do mnie.
Wolnym krokiem zbliżyłam się do niego.
- Rozkazy, Panie?
- Nie, nie… - zaczął grzebać ręką w kieszeni, aż wyciągnął jakiś list - Masz, przeczytaj to…
Kartka była nieduża i taka … Dziwna… Na pierwszej stronie był jakiś pałac, a wokół niego woda… Stał tam też jakiś muskularny mężczyzna, a obok pół naga kobieta. Na górze widniał napis: „Łazienki”, a na dole nadruk był różowy: „Warszawa”… Nie wiedziałam, o co chodzi… Może, Lord Voldemort musiał pilnie iść po łazienki?! Przekręciłam stronę. Na drugiej pisało:
Serdeczne pozdrowienia z pięknej Warszawy
przesyła Ania
Na pomoc!!
Zostałem okradziony… Nie mam nic oprócz długopisu znalezionego w śmieciach ( zresztą ta kartka też stamtąd pochodzi ) Znajduję się w dziwnym miejscu o nazwie Wamsawa, czy jakoś tak… Przyjedźcie! Weźcie lekkie ubrania, bo jest bardzo ciepło i DUŻO, DUŻO pieniędzy…
Rudolf
Widokówka wypadła mi z ręki. Nie mogłam uwierzyć… Jak on… Mój brat… Nie mógł sobie poradzić z mugolami!?
Po wielu bijatykach i wymianie brzydkich słów było postanowione… Lecimy jutro z samego rana.
***
Otworzyłam oczy, leżąc na fotelu. Dotknęłam rękoma twarz, mając nadzieje, że już jej nie mam… Niestety ona ciągle tam jest. Wstałam. Podeszłam do lustra i przez jakieś 17 minut gapię się w nie… Psycholog mówi, że w moim wieku to normalne, ale ja i tak nie wierzę temu idiocie. Potem jak co dzień zaczęłam rozczesywać moje loki. No nie! Znów grzebień utknął w mojej czuprynie. Jakieś pół godziny męczyłam się, aby moje włosy wyglądały tak pięknie jak… tej, no…Donroe… Fonroe… A już nie ważne…
Podeszłam do szafy, uchyliłam drzwiczki. Uśmiechnęłam się, patrząc na zakurzoną miotłę. Przejechałam po niej palcem próbując zdjąć trochę kurzu. Wzięłam ją do ręki i poszłam do "naszego salonu".
Weszłam do pokoju… Nie był za duży, ani za mały. Był w sam raz by pomieścić 13 dorosłych mężczyzn. Ściany były szare, a podłoga… też była szara. Pośrodku stała zielona kanapa, a na niej dwie srebrne poduszki z naszytymi literami S. Nic takiego… Raz nawet mieliśmy telewizor, ale oczywiście Nott go zepsuł.
Usiadłam na wersalce, znów czytając list od Rudolfa. Po minucie zjawili się śmierciożercy, którzy mieli ze mną lecieć do Wamsawy… Szybko podniosłam się i chwiejnym krokiem podeszłam do Toma.
- Panie, też lecisz?
- Bello… - wpatrywał mi się w oczy - Ile razy mam ci powtarzać. Mów mi Tom - uśmiechnął się - Oczywiście. Z chęcią po towarzyszę ci w tej wyprawie - dodał kierując się w stronę wyjścia.
Zamyśliłam się wpatrując na niego. Ale nie wiem czy chcę odnawiać starą miłość… Byłam wtedy jeszcze nastolatką… Młoda i głupia… Głupia i młoda… Ale zawsze wydawał mi się taki mężny i bardzo ładny. Ale było minęło - pomyślałam i szybkim krokiem wyszłam z kryjówki.
Zebraliśmy się na wysypisku śmieci i … nadeszła ta chwila. Weszłam na miotłę, odepchnęłam się nogami od ziemi i poszybowałam w górę wraz z moimi towarzyszami.
I tak oto zaczęła się moja nowa przygoda, która wytrąciła całe moje życie do góry nogami… Ale o tym może kiedy indziej…