Tytuł: To nie my, to oni!
kategoria: przed-slasz (Szczęsny/Tytoń)
Wspomniane pary: Błaszczykowski/Piszczek. (Moje główne OTP.)
Sugerowane pary: Murawski/Obraniak. Niespełniona miłość: Lewandowski/Ackles.
Bonusy: Perquis z zaskoczenia, Adamiakowa, Lay'sy w łóżku, Smuda.
Ostrzeżenia: Parę przekleństw, sporo cracków i szybko wklepywany fik, więc błędy.
Dedykacje: Dla
megan_moonlight, bo to jej wina. Oraz
akinnore, bo na dnie zawsze raźniej w towarzystwie.
Obwinianie innych to najlepsza taktyka, kiedy nie ma już czasu ani miejsca na żadną inną. Pozwala się wygadać i pozbyć negatywnych emocji bez pogrążania się w poczuciu całkowitej beznadziei. Przemek już od kilku godzin nie mówił nic.
Kiedy wszyscy opuścili autokar i rozsypali się po własnych kątach ekskluzywnego hotelu, Przemek mechanicznie ruszył do łazienki, żeby w końcu wziąć gorący prysznic i przebrać się w suche ubranie. I zdawało mu się, że na te pragmatyczne działania stracił resztę energii i nie miał siły dołączyć do żadnej z grupki zawodników i narzekać, obwiniać, czy wylewać żale.
Z drugiej strony, gdyby nie koledzy z drużyny to Przemek zapewne nadal leżałby na wrocławskiej murawie i jeszcze by pewnie wilka dostał. Dlatego też nie sprzeciwiał się specjalnie, kiedy Wojtek, podstępny, ale pełen dobrych chęci, zaczął w niego wlewać wódkę. Ostatecznie nawet udało się Przemkowi dołączyć do ogólnodrużynowej taktyki, niestety jak zwykle wyrabiając dwieście procent normy i idąc o krok dalej. Przeszedł od bezpiecznego i zgodnego „To nie my, to Czesi/ sędzia/ boisko/ PZPN/ Wrocław/ stres/ deszcz/ motyl w Azji” do znacznie bardziej niebezpiecznego „To nie ja, to on!”. I wyszło na jaw, że to wszystko wina Błaszczykowskiego („Jeszcze się gamoń nie nauczył, że sam meczu nie wygra!”), Lewandowskiego („Nie śpiewał hymnu! Widziałem! Tylko na początku ustami poruszał!”) i oczywiście Szczęsnego („Ja przecież nawet nie miałem grać!”).
Za to ostatnie został mocniej faulowany niż ten bogu ducha winny Grek, więc wrócił do poprzedniego punktu zeznań.
- I na mszy nie był! - dorzucił oskarżycielsko. - Boga w sercu nie ma! Więc ja się pytam: jak on mógł wygrać? Miał czas się nawrócić, ale on nic! No i dupa.
- Głębokie - zawyrokował Wojtek, przegryzając Lay’sy.
Od rana ze stresu nic nie jadł i miał wrażenie, że wódka i chipsy to może nie być idealna kolacja, ale miewał gorsze. Poza tym nadal uważał, że zajebiście się prezentuje na zielonej cebulce. Po chwili refleksji postanowił się podzielić ta obserwacją z Przemkiem.
Starszy zawodnik patrzył na niego przez chwilę z niedowierzaniem.
- Czy ty czasem bywasz poważny?
- Czasem - przyznał Wojtek. - Jak silna piła leci mi w twarz i gdybym się zaczął szczerzyć, to mógłbym zęby stracić.
Gdyby Przemkowi nie kręciło się w głowie to wstałby i wyszedłby z pokoju.
Po chwili zastanowienie rzucił Wojtkowi wściekłe spojrzenie. Szczęsny jak gdyby nigdy nic leżał na łóżku w swoich spodenkach od piżamy w biało-czerwoną kratkę i koszulce z Myszką Miki (podobno na szczęście, Przemek wolał nie wnikać).
- To jest mój pokój! - rzucił Tytoń ze złością i po chwili zamienił argument na zdecydowanie silniejszy: - To jest moje łóżko!
- Nie marudź, zmieścisz się.
- To… To… to jest jakiś bardzo niesmaczny żart! Bardzo nie na miejscu! Ja mam dziewczynę i…
- I Boga w sercu, wiem. Nie marudź mówię, to nie jest niemoralna propozycja!
- Nie?
- Chyba, że chcesz. Mogę się nagiąć do twoich potrzeb - rzucił Wojtek z mrugnięciem, które było zbyt bezczelne, żeby zasłużyć na jakikolwiek komentarz ze strony Przemka. - Ale ogólnie to miała być tylko impreza piżamowa, bo w moim łóżku ugrzązł Lewandowski z laptopem.
Przemek nie pił od kilku miesięcy i miał dziwne wrażenie, że jego organizm się odzwyczaił i teraz ta pomeczowa wódka roztrzaskała mu mózg w drobny mak albo inną niepozorną acz narkotyczną roślinkę.
- A co on tam robi?
- Ogląda „Supernaturala”.
Wojtek miał dar odpowiadania na pytania w sposób, który sprawiał, że wszystko było jeszcze mniej zrozumiałe niż przed ich zadaniem. Po zakończeniu kariery sportowej miał wielką szansę na zostanie politykiem.
- Co?
- Taki serial.
- Wiem! Ale czemu on go ogląda w twoim łóżku?!
- Chyba się wciągnął po tych wszystkich obrazkach w Internecie. Albo się identyfikuje z Deanem, albo powinniśmy mieć na niego oko, jeśli kiedyś zdarzy mu się natknąć na tego aktora, co go gra.
Przemek nawet nie kontynuował przesłuchania, tylko wbijał wściekłe spojrzenie w Wojtka aż ten będzie zmuszony ulec i wszystko wytłumaczyć.
Nie uległ.
Ale wyglądało na to, że zaczął przysypiać.
- Wojtek!
- Co?
- Czemu Robert jest w twoim łóżku?!
- Bo u niego jest impreza, czy raczej zalewanie smutków organizowane przez Łukasza, a Robert długo tam nie wytrzymał, bo zjechany jest jak koń po westernie.
- A Łukasz nie mógł tego zorganizować u siebie?
- Niby mógł, ale wiesz jak to jest, zawsze ktoś zaśnie na miejscu i robi się niezręcznie jak gospodarz chce się z kimś wymknąć do sypialni. A że PZPN znów nie ostrzegł Kuby, że jego żona ma bilety i tu będzie, to zostaje im tylko pokój Łukasza.
Wojtek już przysypiał, był co najmniej lekko pijany i utrzymywał dłuższy kontakt wzrokowy z wnętrzem swoim powiek niż Przemkiem. Musiał coś pomylić albo źle wypowiedzieć, to wszystko.
Na wszelki wypadek Przemek zaczął odmawiać po cichu zdrowaśki.
- Ej - przywołał go do rzeczywistości zaniepokojony głos Wojtka. - Jesteś zbyt pijany, żeby to jutro pamiętać, prawda?
- Tak - zdecydował Przemek i z trudem podniósł się z podłogi, żeby dowlec się do łóżka. - Posuń się. A rano ma cię tu nie być i twoich okruchów po chipsach też.
Wojtek przewrócił oczami i zgasił światło.
~~~
Jeżeli w hotelu kogokolwiek opuścił podły nastrój, to na drugi dzień dopasł ich znowu w autokarze i sprzymierzył się z kacem. Polska drużyna narodowa przypominała pokojowo nastawiony oddział zombie, ale Przemek i tak uważał, że wszyscy zachowywali się zdecydowanie zbyt głośno. Jak stado młody słoniątek: nie dość, że ciężcy to jeszcze rozbrykani.
Wojtek zgodnie z obietnicą zniknął rano (choć okruchy zostały), a teraz siedział na końcu autokaru, grając na PSP z wyłączonym dźwiękiem. Przemek pojawił się w autobusie jako jeden z ostatnich, kiedy większość zawodników zajęła już miejsca i po chwili zastanowienia ruszył w stronę wolnego siedzenia obok drugiego bramkarza.
Minął Piszczka i Błaszczykowskiego siedzących jak zwykle obok siebie. Kuba najwyraźniej dosłyszał Przemkową mantrę mruczaną pod nosem („Zbyt pijany by pamiętać, zbyt pijany by pamiętać!”), bo posłał mu zdziwione spojrzenie, ale Tytoń go zignorował.
Minął też obojętnie innych zawodników, którzy siedzieli półżywi, wpatrując się w przestrzeń zaczerwienionymi oczami. Lewandowski wyglądał najgorzej, jakby płakał przez pół nocy, i Przemek miał szczerą nadzieję, że jeśli jego stan się nie poprawi do czasu spotkania z fanami, to zostanie to uznane za ból porażki i nikt nie będzie się doszukiwał dodatkowych przyczyn.
Nagle Perquis pojawił się tuż przed Przemkiem i wsunął się na miejsce obok Roberta. Popatrzył na niego chwilę i poklepał przyjacielsko po nodze.
- Będzie dobrze - zapewnił cicho.
- Nie będzie! - odwarknął Lewandowski. - Czytałem spojlery!
Przemek wyminął ich, kiedy zaczęli się spierać o to, kiedy Damien może zgrać Robertowi drugi sezon, bo nie ma cierpliwości czekać aż zakupione przez Internet DVD do niego dotrą.
- Co tam? - rzucił wesoło Wojtek, kiedy Tytoń w końcu opadł na miejsce obok niego.
- Mam kaca, a wczoraj biegali po mnie Czesi. Mniej lub bardziej dosłownie. Boli mnie wszystko i chcę umrzeć.
- Cierp z narodem! - rozkazał Szczęsny ze śmiechem. - Chcesz pograć?
- Nienawidzę cię - odparł Przemek i osunął się nieco w fotelu, żeby oprzeć głowę o ramię Wojtka.
Planował zdrzemnąć się w trakcie podróży do stolicy i zapadł w drzemkę zanim autokar zdążył ruszyć. Trener rzucił im zaskoczone spojrzenie, ale nikt nie skomentował. Dwie godziny później Adamiakowa obudziła wszystkich na drugie śniadanie złożone z domowych wypieków i świat wydawał się trochę mniej podły. (Poza Czechami, PZPNem i deszczem. One nadal były podłe.)
Koniec.