Opowieść o kolumbijskim mesjaszu będzie musiała zaczekać. Gdyż jestem na fazie po wczorajszym seansie "Hobbita" - filmu, który arcydziełem nie jest, nie powala, ma masę niedociągnięć i generalnie mógłby być lepszy, ale i tak jest świetny.
(
O tym, że dodatkowe wątki nie są złe, Thorin jest awesome, a historia Śródziemia opiera się na trollingu. A także o slashu. Ale przede wszystkim o filmie, który mnie poruszył. )
Powiem ci ,że zaskakująco mam dokładnie takie same wrażenia na temat Hobbita, jak ty. Z tym, że fanatykiem nigdy nie byłam, a raczej jestem fanem, który docenia wkład, jaki autor włożył w stworzenie tego wszystkiego od podstaw. Praca życia, która została należycie doceniona zawsze mnie cieszy.
Zaskakująco, Hobbit przypadł mi do gustu bardziej niż Władca, a tego się nie spodziewałam. Jakoś tak to Śródziemie w Hobbicie inaczej oddycha - well, pozwolono mu oddychać wreszcie, nie ma tego cienia wiszącego nad głowami bohaterów, jest tylko misja, którą Thorin chce dociągnąć do końca i nawet jeśli Pierścień tam jest, to jest na razie jedynie pomocnym rekwizytem. Mniej jest tego patosu (oh, AragornieXD) i ujęć na szkliste oczy. To jest przede wszystkim przygoda, a w przygodzie, jak wiadomo, rzeczy się dzieją. I lubię, jak się dzieje stuff at random, jak te trolle czy walka gigantów - przypadki i to, jak sobie z nimi radzi obsada. I ta obsada nawet bardziej mi podchodzi niż Lotrowska, bo żwawsza, bardziej rzeczowa, skupiona i ma jasny cel - i króla, który już wie co chce zrobić.
Tak, Armitage jest dobrym Thorinem (ten głos....). Martin to fantastyczny Bilbo - nie zapłakane, szklistookie dziecko popychane przez los, tylko dorosły, któremu nagle przychodzi spojrzeć na wszystko co ma (stały przytulny domek), na wszystko czym jest (porządny, przyzwoity hobbit) i zostawić to za sobą, bo chciałby zobaczyć tę cała hałastrę szczęśliwą. No, I nie umrzeć;) Jak na sytuacje slashowe to jak w Lotrze nic absolutnie nie widzę, tak tutaj raj a nieboXD
Reply
Leave a comment