End of Fannish June, 2020 edition

Jun 30, 2020 21:43


We're half through 2020, so I thought it would be a good idea to sum up fandom feelings. I'm not sure the Earth survives to December 31st. And I happen to have some fandom things I'd like to write about.

End of Fannish Year June Meme 2020
1. Your main fandom of the year?

I rediscovered, or properly discovered, Tim Minchin - I only knew him from ( Read more... )

theatre, doctor who, david tennant, jesus christ superstar, knives out, meme, tim minchin

Leave a comment

alumfelga July 7 2020, 10:22:56 UTC
It was the generation's trauma, back then.
I can imagine. If you think it's going to be okay, at least, AND as close to Sapkowski's stories as possible, then you should not only ask for refund afterwards, but also demand compensation.

My first Witcher experience was this (I finally understand the title :D
):
https://youtu.be/R5b4VUkcn8c
and I think it also helped with the expectations :D

Recapy Radka Teklaka były/są legendarne.
O :D Żeby się komuś chciało tyle z siebie wyrzucić, musiało go bardzo mocno zaboleć.
Przy okazji mam powrót sentymentu do dawnych stron internetowych, gdzie na masę tekstu napisanego oczywiście w Times New Roman przypadało jedno małe zdjęcie.
Szczerbial? Skąd się to wzięło?

Choć wciąż - znajdźcie mi lepszą współczesną konkurencję, poczekam. :D

Parę lat temu Pamiętniki Wampirów miały recapy ze screenami i komentarzami. W tamtym momencie czekałam już bardziej na te "recenzje" niż na same odcinki :D Ale wiem, co masz na myśli, można znaleźć mnóstwo tekstów, gdzie ludzie czepiają się czego popadnie i mają dziwną definicję słowa "zabawne". No, rozłączną z moją na pewno.

Reply

aletheiafelinea July 10 2020, 00:14:08 UTC
My first Witcher experience was this (I finally understand the title :D)
Aw, but this at least is a honest parody! :D (Admittedly, it defeated me somewhere around the half, but the 'trailer' is quite admirable. And that croak of leather! That electric tower in the background! :D Which somehow was funnier until he mentioned it, tbh...)

O :D Żeby się komuś chciało tyle z siebie wyrzucić, musiało go bardzo mocno zaboleć.
POJĘCIA NIE MASZ. :'))) Tu już nawet nie chodziło o "as close to Sapkowski's stories as possible", chociaż oczywiście byłoby miłe i było poniekąd zakładane, nie, najgorszym ciosem był ogólny paździerz wykonania. To było klasyczne "oczekiwania vs realia", tylko że Wiedźmin A.D. 2001 to był przypadek wyjątkowy, z wielu względów. Żeby wyliczyć najważniejsze:
1. Dwadzieścia lat temu 'fandom' w Polsce oznaczał w ogólności fandom fantastyki, nie tylko Sapko-wiedźminowy ani czegokolwiek innego konkretnego. Sapkowski w tak rozumianym fandomie miał pozycję "nasz ci on, okręt flagowy, a mainstream go dostrzegł!!!". Zatem ekranizacja była Ważna przez duże W i fandom witał ją jednocześnie nieprzytomnym "ojezuojezu wiedźmina kręco!!!" i pełnym obaw "tylko czy aby czują gatunek i nie spieprzą".
2. Była jednak w narodzie wiara, że nie spieprzą, bo przyszły Szczerbial jechał na fali kina lekturowego lat 90. Dopiero co w kinach były "Ogniem i Mieciem" i "Pan Tadeusz", o których co by nie mówić, ale wizualnie udowadniały, że da się. I tyż miały Żebrowskiego (ojezuojezu etc.). I porównywalny rząd wielkości budżetowej. Więc te prasowe (bo jeszcze nie internetowe; fandom wciąż głównie żył papierem) polowania na każdy strzępek zdjęcia z planu, te spekulacje, te domysły... Kumasz klimat.

Reply

aletheiafelinea July 10 2020, 00:14:30 UTC
3. ...Aż w końcu nadejszła ta wiekopomna chwila w kinach, poprawiona rok później przez telewizję, chlast z drugiej mańki! I fandomowi zbiorowo się ciemno w oczach zrobiło, bo zobaczył, że to nie nawet "nie czujemy gatunku, ale się staramy"; to było "po co się starać, to tylko jakieś fantasy". Niejednemu się przypomniało, jak Grażyna Wolszczak wprost mówiła w pierwszych wywiadach, że jej się nie chciało nawet przeczytać książek... Inaczej niż we współczesnych fandomach - zawsze są jacyś zachwyceni, a inni zgrzytają - Szczerbial został odebrany jednomyślnie, a opinie wahały się w przedziale od "120% syfu" do "Ten element na tle reszty jest nawet znośny" (muzyka była dość powszechnie chwalona). Teraz widzisz, czemu fandom zapragnął krwi, na jaki grunt trafiły Teklakowe recapy i jak szeroką miały publiczność. To nie był po prostu Sapkofandom, to był praktycznie cały ówczesny polski fandom fantastyki, a Teklak nie pisał tylko za siebie, pisał za wszystkich. :)
4. W tym kontekście, PJowy LotR (kinowego Wiedźmina i Drużynę Pierścienia dzieliły tygodnie) wjeżdżający cały na biało na to pobojowisko był dla fandomu jednocześnie balsamem i solą na obite.
5. I wreszcie, czego nikt nie był wtedy świadom, więc na odbiór nie wpłynęło, ale dziś jest zgniłą wisienką wieńczącą całość i być może nieco wyjaśniającą: pół roku później wybuchła afera, skutkiem której rząd się rozleciał a Lew Rywin wylądował w mamrze. A Lew Rywin był producentem Szczerbialu. Jeśli ktoś w ogóle wie, ile z tych szumnie ogłaszanych milijonów faktycznie "pracowało" na planie, a ile tylko się tam prało i rozpływało w niejasnych kierunkach i okolicznościach, to powiedział tylko Wysokiemu Sądowi, a fan może sobie najwyżej napisać metafika ze spekulacją. :]

Przy okazji mam powrót sentymentu do dawnych stron internetowych, gdzie na masę tekstu napisanego oczywiście w Times New Roman przypadało jedno małe zdjęcie.
Dlatego mam aww nad tym co napisał u samej góry. I te linie rozdzielające, normalnie szał ciał i HTMLa! Nostalgia kodu klepanego w Notatniku. :D Zresztą to też nie jest pierwotne źródło, tylko późniejsze archiwum dla potomności. Pierwotnie puszczał to chyba gdzieś na Usenecie.

Szczerbial? Skąd się to wzięło?
Serial + [Michał] Szczerbic (scenarzysta) + ogólna szczerbatość dzieła...

Parę lat temu Pamiętniki Wampirów miały recapy ze screenami i komentarzami. W tamtym momencie czekałam już bardziej na te "recenzje" niż na same odcinki :D
Znam ten uczuć. :D

czepiają się czego popadnie i mają dziwną definicję słowa "zabawne". No, rozłączną z moją na pewno.
Dofcipy w stylu "komentator drze łacha, ale joke is on him, bo rzeczywiste znaczenie komentowanego kawałka przeleciało nad nim tak wysoko, że ani podmuchu nie poczuł", mhm, ten typ, wiem. -.-

Reply

alumfelga July 14 2020, 17:22:41 UTC
Which somehow was funnier until he mentioned it, tbh...)
I haven't noticed it until he mentioned it and still often miss it when I'm rewatching :D

Sapkowski w tak rozumianym fandomie miał pozycję "nasz ci on, okręt flagowy, a mainstream go dostrzegł!!!"
O, to tak samo, jak po ogłoszeniu Netflixa :D I reakcje też jakby znajome. Zaczynam rozumieć, dlaczego w polskim fandomie Netflixowego Wiedżmina iluś procentom ludzi serial się nie podoba. I nie w tonie "to było niezłe, a to mnie rozczarowało", tylko "zniszczyli to, nic nie ma dobrego, nie znają się zagranico, Sapkowski napisał inaczej, beszczeszczą". I dalej są obecni w fandomie, komentują wieści o drugim sezonie i tak dalej. Taka fajna atmosfera. Na szczęście są też inni, ale rzuciło mi się w oczy, że to trochę liczniejsza grupa niż bym się spodziewała.
Po przeczytaniu dwóch tomów opowiadań uważam, że serial zrobił Sapkowskiemu przysługę, że zaadaptował go do wymagań odbiorcy 21 wieku. Jasne, że z pewnymi zarzutami mogę się zgodzić, ale jakby bohaterów przenieśli 1:1, to tyle by było z hitu.

W tym kontekście, PJowy LotR (kinowego Wiedźmina i Drużynę Pierścienia dzieliły tygodnie) wjeżdżający cały na biało na to pobojowisko był dla fandomu jednocześnie balsamem i solą na obite.
Ałć. Kiedyś dotarłam na forum fanów Tolkiena z postami świeżo po wyjściu drugiego albo trzeciego LOTRa. Dziwnie się czytało komentarze o mieszanych uczuciach dotyczących dzisiejszej legendy :)

Serial + [Michał] Szczerbic (scenarzysta) + ogólna szczerbatość dzieła...
Ładne :D

Reply

aletheiafelinea July 17 2020, 15:46:40 UTC
Zaczynam rozumieć, dlaczego w polskim fandomie Netflixowego Wiedżmina iluś procentom ludzi serial się nie podoba.
E tam, czy w jakimkolwiek fandomie obecność niezadowolonych wymaga wyjaśnienia? Nie sądzę, żeby wiedźminowy był jakoś nietypowy. (Oczywiście poza tym, że każdy fandom uważa się za specjalny. ;) Co najwyżej dodałam tutaj świadectwo, że ten fandom (a przynajmniej jego część) ma doświadczenie w rozczarowaniach. Na marginesie, prawdopodobnie inne fora czytujemy, ale osobiście w najstarszej (i siłą rzeczy wyłącznie polskiej) części fandomu widzę reakcję "No szału nima, ale człowiek już przyzwyczajony, gorzej niż nasi już i tak się nie da", natomiast odnoszę wrażenie, że najbardziej przeżywa i roztrząsa druga fala, czyli fandom, który uważa się za stary, ale przyszedł po wydaniach angielskich. Widocznie z ich punktu widzenia to jest ich pierwsza jazda z pompowaniem oczekiwań, dawaniem kredytu zaufania, a potem lądowaniem nosem w beton; stary-stary fandom jest już zaszczepiony. :)

jakby bohaterów przenieśli 1:1, to tyle by było z hitu.
Or maybe...? :P Mogłoby się okazać, że serial skończyłby jak gra, czyli pięć lat po premierze (no, w przełożeniu na tempo starzenia seriali jakieś 10-15 lat) byłby kultem, którzy inni próbują powtórzyć, zamiast pół roku po premierze zarabiać coraz liczniejsze wyznania "obejrzałam i się zakochałam, więc poleciałam czytać i teraz uważam, że serial ssie". Prywatnie właśnie te głosy mnie zaskoczyły (a jeszcze bardziej ich lawinowe przybywanie), a nie to że niezadowoleni w ogóle istnieją. W każdym fandomie ludzie raczej kupują i są wierni przede wszystkim swojemu "punktowi wejścia", więc jeśli TYLU ludziom niezależnie od siebie (skoro to najnowsza fala, więc "czysta", bez oczekiwań) się to odwróciło, to... Netflix, wtf? Pierwszy raz coś takiego widzę.
Inna sprawa, że przeniesienie 1:1 też nie byłoby ani gwarantem sukcesu (ot, pogdybać sobie możemy, a tak czy owak nie wszystko co działa w tekście nadawałoby się na ekran - choćby długie dialogi i monologi), ani nie jest do niego niezbędne (o ile się orientuję, grom też daleko do wierności). Moim zdaniem, Netflix lepiej by na tym wyszedł, gdyby od początku reklamował to w stylu "nasza historia w Witcherversum", zamiast szklić o "wierności oryginałowi". Do spin-offów ten fandom jest przyzwyczajony i wita je przychylnie, a najgorszym wypadku z taryfą ulgową, z tego co zauważyłam.

A co do postaci, to:
1. Pratchett mówił, że dopiero po paru pierwszych Dyskach odkrył ideę fabuły. Sapkowski nie mówi (albo nie widziałam), ale i tak widać, że rozwój postaci odkrył dopiero od trzeciej książki. :)
2. Co i tak pomogło niewiele, bo u niego trzeci plan, guest stars i statystów bardziej się lubi niż protagonistów. Chyba, że to tylko ja...

Dziwnie się czytało komentarze o mieszanych uczuciach dotyczących dzisiejszej legendy :)
A, to jest właśnie przykład tego, co Ci kiedyś wspominałam - że kiedyś po premierze było szukanie dziur i łaskawe 7/10, po czym po latach się okazywało, że to klasyka, do której się równa nowe, tymczasem dziś dominuje eksplozja fanpisku jako pierwsza reakcja, po czym po paru miesiącach zaczyna się "problematic", a parę lat później już jest "toxic" i to w tonie równie oczywistej oczywistości, jak "klasyka". :) Tym niemniej, różnica jakości (głównie podejścia ekipy, nie tylko włożonej kasy) między Wiedźminem a LoTrem była dla wszystkich jasna już w 2001. Dziś LoTrowi po prostu doszła "klasyka".

Reply

alumfelga July 20 2020, 11:48:54 UTC
Może po prostu z biegiem czasu coraz bardziej mnie to denerwuje. Może sama nie doznałam dawno fandomowego rozczarowania, może zmieniłam trochę punkt widzenia, a może to zmiana mediów? Krótkie komentarze na facebooku są siłą rzeczy bardziej emocjonalne niż długie wypowiedzi na forum. W każdym razie mam już trochę dość tej negatywnej energii w fandomie, gdy nie mówimy o pierwszych reakcjach, tylko na przykład o komentowaniu newsów. W jednej grupie fanowskiej Doktora Who admini postanowili na zdecydowane działania wobec ludzi, którzy każdy post komentowali w tonie "niech już się skończy czas tej Doktor/tego showrunnera", i pozwolili na mocno negatywne komentarze jedynie w wybranych tematach, na przykład odcinkowych czy komentujących cały sezon. Co inni uznali za zamach na wolność słowa. Miałam mieszane uczucia, ale ostatecznie lepiej mi się tam zagląda po zmianach, nawet jeśli sama nie jestem bardzo entuzjastycznie nastawiona do aktualnych odcinków. Wydaje mi się, że fandomy powinny mieć jednak więcej pozytywnej niż negatywnej energii.

pół roku po premierze zarabiać coraz liczniejsze wyznania "obejrzałam i się zakochałam, więc poleciałam czytać i teraz uważam, że serial ssie".
Nie powiem, że widziałam liczne takie wyznania, ale Sapkowski jest tak chwalony, że czegoś podobnego spodziewałam się w swoim przypadku. I ze zdziwieniem odkryłam, że (nie pamiętam, czy już o tym pisałam) Geralta z Yennefer czytam z second hand embarassment, Jaskier coraz bardziej działa mi na nerwy, a Geralta ratuje jedynie to, że okazjonalnie spuszcza się z niego powietrze. Jeśli to faktycznie są aż tak liczne głosy, to też jestem zdziwiona.

Moim zdaniem, Netflix lepiej by na tym wyszedł, gdyby od początku reklamował to w stylu "nasza historia w Witcherversum", zamiast szklić o "wierności oryginałowi". Do spin-offów ten fandom jest przyzwyczajony i wita je przychylnie, a najgorszym wypadku z taryfą ulgową, z tego co zauważyłam.
Tylko to nie jest spin off, prawda? To była adaptacja wybranych opowiadań plus fragmentów powieści i z powieści dalej będą czerpać wydarzenia. Z tego, co kojarzę, to Sapkowski powtarzał, że książki to jedno, a Netflix drugie, nie wiem, jak reszta. Kwestia "czy wierność oryginałowi w 50% to wierność, bo połowa się zgadza, czy brak wierności, bo połowa się nie zgadza" zawsze zależy od punktu widzenia. Może faktycznie lepiej się wychodzi na podkreślaniu odrębności?

Co i tak pomogło niewiele, bo u niego trzeci plan, guest stars i statystów bardziej się lubi niż protagonistów.
Widzę tu problem w prowadzeniu serialu :D I sprzedawaniu go, prowadzeniu kampanii przez cały rok z aktorami odgrywającymi główne role jako twarzami franszyzy.

kiedyś po premierze było szukanie dziur i łaskawe 7/10, po czym po latach się okazywało, że to klasyka, do której się równa nowe, tymczasem dziś dominuje eksplozja fanpisku jako pierwsza reakcja, po czym po paru miesiącach zaczyna się "problematic", a parę lat później już jest "toxic" i to w tonie równie oczywistej oczywistości, jak "klasyka".
Pytanie, czy droga od fanpisków odnosi się też do dzieł bazujących na czymś, bez "czystej karty"? A może mija akurat tyle czasu od originału/prequela/czegokolwiek źródłowego, że proporcja między znającymi go a wchodzącymi z czystą kartą jest tak duża, że dzieło w praktyce ma czystą kartę? Nowe Gwiezdne Wojny mogłyby tu być przykładem, gdybym tylko wiedziała, jak się przyjęły :D

Reply

aletheiafelinea July 23 2020, 19:21:06 UTC
Może sama nie doznałam dawno fandomowego rozczarowania
O, racja. Nie myślałam o tym, ale faktycznie mamy od jakiegoś czasu raczej szczęście (no, ja częściowo dlatego, że mniej fandomuję niż dawniej). Ale choćby z GO, jak łatwo mogła być katastrofa, a jednak wyszło dobrze. To jest, nie znam Twojej opinii "po", ale moja okazała się zdecydowanie bardziej po pozytywnej stronie niż negatywnej.

dość tej negatywnej energii w fandomie, gdy nie mówimy o pierwszych reakcjach, tylko na przykład o komentowaniu newsów
Aha, tak. Też wolę raczej podejście "jakkolwiek to wstępnie wygląda, dajmy kredyt zaufania, a oceniać będziemy gotowe". Do Facebooka wciąż nie mogę się przekonać i zaglądam raczej tylko na rzeczy typu Kot Dnia. Dyskusje najlepiej mi się teraz czyta na Reddicie - wybór różnych forów w tym samym danym temacie, bardziej "czytalny" format, posty nieginące w "nieskończonym rozwijaniu" bo go nie ma, itede. Witcherfandom ma tam trzy duże fora (plus parę typu "półtora postu co dwa tygodnie"), z których każde czuje się bardzo osobne (zresztą ten netowy stronopatriotyzm to też głupota), ale z tego co obserwowałam, wszystkie raczej przejawiały odwrotność tego, co opisujesz z DW - najpierw lawina typowego przedpremierowego podekscytowania wymieszanego z ostrożnym sceptycyzmem pokropionym gdzieniegdzie czarnowidztwem, a potem podział na frakcję fanpisku vs. "uf, nareszcie jakieś miejsce, gdzie można napisać, że tu jest dziura w fabule, a ten dialog był okropny; na tamtym forum nie pozwalają" (co jest już nieaktualne, bo w najpozytywniejszych nawet miejscach fanpisk już zdążył opaść i pojawia się też krytyka, więc polaryzacja się spłyciła i zanika, choć sam fandom wydaje się być przekonany o jej istnieniu, cały czas tylko "tam" i "oni", z obu stron; daliby se siana, ta wojna jest niezdrowa...). Natomiast mnie osobiście interesuje już nie samo Wiedźminwersum w dowolnej iteracji (to se nevrati, ship sailed), a reakcje nowych i "odległych" fanów (wyobraź sobie, że na przykład za naście lat w Korei odkrywają Darwinów i wyrasta im ożywiony koreańsko-japoński fandom; nie zaglądałabyś z ciekawości?). Swoją drogą, jak bardzo meta to już jest? :D I wiesz co, jak czytam te fanranty i fanrozkminy, to z jednej strony mam takie "no, w sumie tu i tu macie słuszność, cieszę się waszą uciechą i rozumiem oburzenie", ale jednocześnie dominuje "uf, na szczęście to już nie mój cyrk". Ile ja czasu oszczędzam na niepisaniu własnych recapo-rozkmin! XD

Geralta z Yennefer czytam z second hand embarassment, Jaskier coraz bardziej działa mi na nerwy, a Geralta ratuje jedynie to, że okazjonalnie spuszcza się z niego powietrze.
Łojezu tak. Bardzo. No mówię, trzeci plan ciekawszy niż pierwszy! A przy Wielkiej Epickiej Miłości GeraltoYenneferowejTM zawsze miałam "ale jaki wy właściwie macie problem?". Sapkowski niby ciągle jedzie na motywie przełamywania patosu (co wprawdzie cenię, ale...), ale jednocześnie jest tak zakochany we własnym stylu, że skutkuje to postaciami zakochanymi we własnych przemowach i w rezultacie nawarstwianiem patosu. Dołóż do tego firmową Sapkową wannabe wieloznaczność i otwartość interpretacyjną (która im dalej w las, tym bardziej wonieje jak "nie wiedziałem jak to rozwiązać") i masz coś, co wkurzało Cię już u Moffata, czy dobrze pamiętam? :)

Reply

aletheiafelinea July 23 2020, 19:21:42 UTC
Sapkowski jest tak chwalony, że czegoś podobnego spodziewałam się w swoim przypadku
To może mogę zaoferować parę obserwacji, może wyjaśniających, może nie. Akurat tak mi się niedawno okoliczności życiowo-zdrowotne złożyły, że przez kilka dni czytałam kawałki pierwszych trzech czy czterech części i ze stwierdzonych zmian odbioru po latach melduję co następuje: kiedyś najwyżej oceniałam opowiadania, ze względu na ten element retellingowy (oraz to, że Sapek nie umie w długie fabuły :] W ogóle w polskiej fantastyce to typowe zjawisko - łatwiej o dobre opowiadanie niż powieść. Chyba tylko Zajdel miał odwrotnie). Dzisiaj to już dawno nie jest oryginalne - retellingi, intertekstualne (w tamtych czasach nazywane postmodernistycznym) puszczanie oka i fabularne twisty są już tak wszechobecne, że stały się wręcz oczekiwane, a wielu robi je lepiej. Zatem po latach okazało się, że bardziej mi się podoba i lepiej czyta... polityka i szerokie tło. Zaskakujące, nie? :D Tajne dyskusje królów i kupiecka ekonomia są całkiem mrau. A Yennefer omawiająca interesy ze swoim bankierem jest ciekawsza niż Yennefer Romantyczna Heroina. :') Niewątpliwie pomogło też, że Sapek w powieściach zaczął skakać z POV - mówię to ja, zwykle zirytowana takimi skokami. Opis bitwy z punktu widzenia polowego szpitala jest zdecydowanie jednym z najlepszych pomysłów literackich ever, to mu muszę oddać. Ale do tego już nie doszłam, bo w międzyczasie wyzdrowiałam. :P Ogółem, "Saga o wiedźminie" (co jest zresztą tytułem nieautorskim i nieco mylącym, bo to przecież bardziej Saga Ciri) zestarzała się zaskakująco dobrze, tylko nie wszystkie elementy równie dobrze.

To była adaptacja wybranych opowiadań plus fragmentów powieści i z powieści dalej będą czerpać wydarzenia.
Sprawa Netflixowa jest w pół drogi, więc na razie nie wiadomo, ale z tego, co czytam o pierwszym sezonie, to około połowy zostało zwyczajnie dopisane (bo gdyby chodziło o same przetasowania postaci, rozwiązań wątków itp., to tak, to byłaby bardzo luźna i "na-motywowa" adaptacja, ale wciąż adaptacja; ale tutaj mnóstwo jest zupełnie nowe, głównie wokół Yennefer, na której rzecz poświęcono stopniowe "budowanie" Ciri jako postaci). W ogóle wypadałoby mi to obejrzeć (choćby po to, żeby na własne zdumione oczy zweryfikować, czy to prawda, że Netflix do bitwy o Ogrodzieniec wysłał czarodziejki W KIECKACH. Możesz potwierdzić/zaprzeczyć? :), ale jak to już znajomej napisałam, it has all appeal of a chore and none of a fannish draw... *sigh*

Reply

aletheiafelinea July 23 2020, 19:21:59 UTC
Z tego, co kojarzę, to Sapkowski powtarzał, że książki to jedno, a Netflix drugie, nie wiem, jak reszta.
On tak zawsze. Na fanprodukcyjnym spektrum Anne Rice --> Naomi Novik był na miejscu Novik jeszcze kiedy ona sama produkowała wypracowania w podstawówce. On ma generalnie podejście, że napisał swoje, a cokolwiek inni z tym zrobią, jest ich własne, on sam ani nie bierze odpowiedzialności za cudze, ani nie leży im na drodze Rejtanem.

Może faktycznie lepiej się wychodzi na podkreślaniu odrębności?
Uczciwiej na pewno. No i wtedy ludzie mają poczucie, że dostają więcej do tego, co już mają. Wręcz widziałam argumenty "nie chcę dokładnej adaptacji, wolę nowe" przeciw rozczarowanym. Mam wrażenie, że ta grupa to ludzie, którzy potrzebują fanfika, tylko nie potrafią tego nazwać... Tak czy owak, ujmą dla serialu by to nijak nie było, a ci którym obiecano (bo obiecywano; widziałam oficjalne cytaty) wierność ekranizacji nie czuliby się oszukani. No i +100 do CV dla autorów serialu, bo wtedy byliby oficjalnie autorami czegoś quasi-oryginalnego, a nie adaptatorami. Z każdej strony zysk.

A może mija akurat tyle czasu od originału/prequela/czegokolwiek źródłowego, że proporcja między znającymi go a wchodzącymi z czystą kartą jest tak duża, że dzieło w praktyce ma czystą kartę?
Hmm, myślę, że dużą różnicę robi świadomość bądź jej brak, że dane coś w ogóle jest adaptacją, a więc tak - albo kiedyś bardzo sławne, ale stare i zapomniane, albo nowe ale mało znane. O, to jest zresztą jedyny pewny sposób, żeby striggerować Sapka - fanowanie w przekonaniu, że gra albo serial są oryginalne, albo - o zgrozo nad zgrozami! - że książki są "napisane z gry". :) Jest też grupa dzieł klasycznych, których adaptacje przyjmuje się jako kolejną próbę na potrzeby aktualnego pokolenia - te wszystkie Księgi Dżungli i Robin Hoody. Może i LotR już tam jest. Ale do tego statusu to Wiedźminowi jeszcze troszki lat... dekad brakuje. :) Jeśli w ogóle go kiedyś dostanie i nie zostanie zwyczajnie zapomniany.

Reply

alumfelga July 26 2020, 11:35:48 UTC
1/2

To jest, nie znam Twojej opinii "po", ale moja okazała się zdecydowanie bardziej po pozytywnej stronie niż negatywnej.
Właśnie, muszę wrócić do Twojego posta o GO! Pamiętam, że serial oglądałam w pośpiechu w obawie przed spoilerami i obiecałam sobie obejrzeć jeszcze raz, już na spokojnie, co mi się jakiś czas temu udało. Tak, wrażenia mam pozytywne, choć miałam uczucie sporego "upakowania" treści i postaci. Ciekawe, jak by się to oglądało, gdyby odcinków było więcej, ale były krótsze.

Też lubię Reddit i na przykład regularnie go podczytywałam podczas oglądania Sukcesji, a teraz przeglądam po Dark. Po Wiedźminie chyba też zajrzałam, znalazłam dużo ciekawych i sensownych rzeczy było do poczytania, ale brakowało mi tego fanowskiego entuzjazmu :) Grupy na FB mi często służą jako źródło bieżących informacji i linków, choć wszystko zależy, jak są prowadzone. Łatwo tam też szybko dostać odpowiedź i wejść w interakcję. Reddita jeszcze nie próbowałam obserwować na bieżąco, a nawet szczególnie metodycznie przeglądać, więc nie wiem, jak to wygląda pod tym kątem.

Ile ja czasu oszczędzam na niepisaniu własnych recapo-rozkmin! XD
Nie tęsknisz? :D

A przy Wielkiej Epickiej Miłości GeraltoYenneferowejTM zawsze miałam "ale jaki wy właściwie macie problem?"
On Jej Nie Rozumie, ale nic dziwnego, bo Ona Siebie Nie Rozumie? Hashtag TeBaby? Miałam wrażenie, że Wolszczak w TVP też nie wiedziała, co właściwie gra, a Yennefer Netflixową całkowicie rozumiem i mogę sympatyzować.

jednocześnie jest tak zakochany we własnym stylu, że skutkuje to postaciami zakochanymi we własnych przemowach i w rezultacie nawarstwianiem patosu.
Miałam też wrażenie, że Sapkowski jest zakochany w Geralcie - te wszystkie opisy, jak to Geralt bezbłędnie przewidział, gdzie będzie dolina w lesie, jak nieomylnie rozpoznał potwora po jednej cesze z czyjegoś opisu, jak tylko on może mieć rację, co z jakim potworem zrobić, a wszyscy inni to głupki, jak wspaniale zamachnął się którą klingą z której strony, normalnie Mary Sue. Wiem, że on ma być biegły w walce, że musi mieć wiedzę i umiejętności, skoro przeżył tak długo, ale trzeba to było aż tak na każdym kroku podkreślać? No i nie szło od niego odpocząć, zostawić go na chwilę i przenieść się gdzieś indziej. Inne POV? Super, czemu tak późno? :)

Dołóż do tego firmową Sapkową wannabe wieloznaczność i otwartość interpretacyjną (która im dalej w las, tym bardziej wonieje jak "nie wiedziałem jak to rozwiązać") i masz coś, co wkurzało Cię już u Moffata, czy dobrze pamiętam?
Oj, to nie nastraja optymistycznie na przyszłość :D Ciekawa jestem, ile będę mogła przeczytać po obejrzeniu drugiego sezonu bez ewentualnego zaspoilerowania sobie dalszego ciągu serialu.

Dzisiaj to już dawno nie jest oryginalne - retellingi, intertekstualne (w tamtych czasach nazywane postmodernistycznym) puszczanie oka i fabularne twisty są już tak wszechobecne, że stały się wręcz oczekiwane, a wielu robi je lepiej.
I potem słyszysz o retellingach, spodziewasz się nie wiadomo, czego, czytasz i myślisz "tym się zachwycaliście?". Zapominam, że z perspektywy czasu łatwo przeoczyć, że coś było kiedyś nowością.

ale tutaj mnóstwo jest zupełnie nowe, głównie wokół Yennefer
Z tego, co wiem - ale dobrze nie wiem, bo nie chciałam spoilerów - o przeszłości Yennefer jest powiedziane w powieściach, tylko krótko, więc to jest po prostu rozwinięcie.

na której rzecz poświęcono stopniowe "budowanie" Ciri jako postaci
Tu wiem jeszcze mniej, ale moje wrażenie na podstawie ogólnych wywiadów jest takie, że właśnie "rozciągnięto" akcję u Ciri, żeby stworzyć trójkę równie mocno zarysowanych postaci zanim się wszyscy spotkają zamiast mieć Geralta + dwie postacie poboczne. W przypadku Ciri trochę nie wyszło, bo ona w serialu ma niewiele do roboty i głównie łazi po lesie, więc nie wydaje się na koniec sezonu jakoś bardzo rozbudowana mimo, że dostała kupę czasu ekranowego. Wiem, że wycięto w serialu jej pierwsze spotkanie z Geraltem, ale to chyba tyle z braków z oryginału do tej pory...?

Reply

aletheiafelinea July 30 2020, 16:11:56 UTC
OK, czekam na wrażenia z GO! (Chromolić Wiedźminy, tu jest srs bzns. XD)
(Zaraz, jakie spoilery? W Good Omens?)

Też lubię Reddit
Najfajniejsze są wszelkie suby wymianowo-pytaniowe, r/askeurope to czyste złoto. :) Sprzedasz jakieś fajne poza fandomowymi?

Nie tęsknisz? :D
Do tego konkretnego fandomu nie, do pisania w ogólności tak. :) Tylko że najwięcej mam do napisania akurat kiedy nie mogę tego zapisać. :] A jak już mogę, to mam na głowie co innego. Ile już pomysłów na notki mi tak wywiało, nie tylko fandomowych... Tobie też?

Hashtag TeBaby?
Od czytelników? Możliwe, w końcu każdy interpretuje jak mu najbardziej pasuje, więc i tacy się trafią. Od autora? Mniej byłabym zaskoczona, gdyby nagle ogłosił, że wszystkie książki napisał jego kot, skoro hashtagtebaby jest 180° wbrew wszystkiemu, co mówił i pisał o genezie Yennefer i kobietach w ogólności.
Yennefer jest przyzwyczajona, że wszyscy tańczą jak im zagra i prędzej się udławi niż przyzna, że na kimś jej zależy, uczucia są dla słabych i takie tam. Tylko że Sapek stanowczo za późno się połapał, że postać z jej miejscem w fabule przydałoby się chociaż trochę lubić, a co gorsza, wszystko to jest podane w jego typowym sosie "A zadał wieloznaczne pytanie, B wieloznacznie odpowiedział, skinęli sobie na pożegnanie, narrator komentuje, że rozumieli się doskonale i nic już nie zostało do powiedzenia. Bór szumiał złowieszczo i noc zapadała." A czytelnik myśli, że też chciałby trochę tego doskonałego zrozumienia, no ale co zrobisz, nic nie zrobisz. :) Ten typ kanonu jest świetnym nawozem na fora dyskusyjne - całe wątki można zakładać dla pojedynczych scen i zdań, i nigdy do niczego definitywnie nie dojść...

jak wspaniale zamachnął się którą klingą z której strony, normalnie Mary Sue.
To chyba była w ogóle przypadłość fantastyki (szczególnie polskiej?) w tamtym czasie. :D Próbuję się teraz zastanowić, jak to wyglądało w szerszym kontekście i tak mi się zdaje, że wtedy po prostu tego ludziom brakowało, byli wygłodzeni akcyjniaków z akcją i postaci z wow factor. To był przełom 80/90 - lawina Fleminga, Cusslera i wszystkiego ze zgniłego zachodu (ojezuojezu wreszcie), wznawiały się nawet przedwojenne kryminały i romansidła, popularne znowu nie dlatego że były "retro" (co jest powodem do drugiej fali wznowień dziś), tylko dlatego, że w ogóle w gatunku. Sapkowski na tym tle był z wyższej półki, bo gry językowe, inspiracje historyczno-filologiczne i w ogóle kultura, panie. O ile dziś te elementy "kulturowe" wciąż mogą działać, to wow factor traktujący się bardzo serio to jest właśnie ta część, która się zestarzała gorzej. Dzisiaj oczekujemy jak najmniej Mary Sue w Mary Sue, a wow factor wprawdzie cenimy nie mniej niż wtedy, ale podawany w inny sposób, prawda? A mnie i tak bardziej w końcu zmęczył styl - niby epatujący przyziemnością, a jednak wciąż nasiąknięty teatralnym dramatyzmem, aż w końcu nabrałam alergii na samą Sapkową (bardzo charakterystyczną) składnię. Robert Wegner jest aktualnie uważany w fandomie (literacko-ogólnofantastycznym) za ósmy cud świata - i tylko na mnie robi wrażenie między żadnym a negatywnym, bo strasznie w jego produkcjach CZUĆ Sapko-fanbojowanie - w "dramatyzmie", w budowie zdań...
(Pardon my Klatchian, po którym razie zaczęłaś rzygać "piruetami"? :D )

Reply

aletheiafelinea July 30 2020, 16:12:23 UTC
*produkuje parę akapitów wtfu nad Netflixowym potraktowaniem postaci kobiecych, po czym stwierdza, że chrzanić i wywala w ramach odchudzania komcioprzestrzeni* ...bo ciekawsze wydaje mi się (citation needed, hipoteza itd.), że w tym fandomie bardzo wyraźnie zarysował się podział na dwa typy fanowania:
A. Skupiające się na oryginalnych kanonach i ich oficjalnych/komercyjnych adaptacjach (a więc niejako kanonach wtórnych). Podstawą życia fandomowego jest forum i dyskusja, może też konwent. To są ludzie, którzy nabiją dziesięć stron wątku o ustawieniu krzeseł w scenie X, zrobią statystykę zabitych w ośmiu sezonach i prowadzą wiki lepsze niż oficjalne strony promocyjne. Cenię ich za niezmordowaną zdolność drążenia i za to, że traktują jakość techniczną i wewnętrzną spójność jako wartości, których należy od kanonów oczekiwać i je z nich rozliczać. Nie lubię ich skłonności do lekceważenia/pogardy wobec fanprodukcji, szczególnie fanfików.
B. Postrzegające kanon jako półprodukt inspiracyjny. Podstawą życia fandomowego jest indywidualne konto ze śledziami. To są ludzie, dla których shipy są ważniejsze od fabuły (chyba nawet własnej, ficowej), a dyskusję częściej odczuwają jako atak niż kontakt - wolą rzucać w przestrzeń headcanony, na które oczekują nie odpowiedzi, tylko milczącej reakcji lajkowej. Cenię ich za zdolność wyciśnięcia złota z mierzwy i uzupełnianie, czego w kanonie nie ma i dyskusją się nie wyhoduje. Nie lubię ich skłonności do oczekiwania, że kanon ma spełniać te headcanony, bodaj kosztem jakości, sensu i praw innych fanów (paradoksalnie, bo przecież mogą sobie to spełniać sami, gdy pierwsza grupa ma gorzej, bo poprzestaje na narzekaniu).
Tu trzeba bardzo grubą krechą podkreślić, że ten podział wobec pojedynczych ludzi działa tak samo jak podział na psychiczne cechy męskie i kobiece - czyli nie działa. :) Konkretna osoba może spokojnie należeć do obu grup i spełniać tylko niektóre punkty. Podział ma sens tylko wobec grup oglądanych z daleka - pojedynczy ludzie się nakładają, uśredniają i wychodzi taki "Typowy BelgTM złożony z dwustu tysięcy portretów Belgów" - ta osoba jednocześnie nie istnieje i jest prawdziwa. Ogólne wrażenie wyniesione z jakiegoś forum, popularnego bloga, czy innego skupiska fanowego, odzwierciedla właśnie takie uśrednienie w kolorze A lub B.
No i teraz wydaje mi się, że ten podział mógłby wyjaśniać rozłam Wiedźminfandomu - krytykujący (w tym grupa "po przeczytaniu i/lub powtórnym obejrzeniu już mi się nie podoba") to A - nie pojmują, jak może komuś nie przeszkadzać niekonsekwencja fabuły/postaci albo dialog z klisz językowych. Zachwyceni (szczególnie najnowsza fala, czyli nieznający innych wersji) to B - oglądają pod kątem potencjału i wystarczy im jeden element, który kupią - scena, wątek, postać... Jeśli widzą dziurę, to nie kwitują fabuły jako złej, tylko piszą patcha. Najczęściej jednak nie widzą i nie dbają, a na wskazywanie reagują "po co ten negatywizm! nie da się 1:1!" (co zresztą jest chochołem, bo grupie A nie tyle chodzi o 1:1, co o to, żeby zmiany były po coś i działały). Obie grupy wydają się ślepe na to, że mówią "obok siebie", wolą się nawzajem demonizować. Sama widzę to tylko dlatego, że oglądam z zewnątrz, a przy tym zmieniam własny styl zależnie od fandomu - w Discworld jestem zdecydowanie A, w Marvelu równie mocno B. Poza tym w innych znanych mi fandomach to było wymieszane, podział się nie zaznaczał.

Reply

alumfelga July 26 2020, 11:36:36 UTC
2/2

czy to prawda, że Netflix do bitwy o Ogrodzieniec wysłał czarodziejki W KIECKACH. Możesz potwierdzić/zaprzeczyć?
*bitwa o Ogrodzieniec* :D
Tak, kiecki były. Ta bitwa jest moim zdaniem jednym z najmniej ciekawych fragmentów, wydaje mi się, że miała wyglądać na wielką i dynamiczną, a mnóstwo osób, w tym Yennefer, przez 90% czasu nic nie robi, więc wszystko jedno, w czym stoi i patrzy na innych. Ale mnie bitwy prawie zawsze nudzą, nawet jak są "epickie" i dobrze zrealizowane.

On ma generalnie podejście, że napisał swoje, a cokolwiek inni z tym zrobią, jest ich własne, on sam ani nie bierze odpowiedzialności za cudze, ani nie leży im na drodze Rejtanem.
Rozumiem podejście, tylko to marketingowo źle wygląda - skoro nie ma nic do powiedzenia i nie wykazuje żadnego zainteresowania, to po co udziela wywiadów i przyjmuje zaproszenia na premiery? A potem ludzie, z którymi rozmawia, stają na głowie, żeby to jakkolwiek wyglądało w druku/na nagraniu.

Jest też grupa dzieł klasycznych, których adaptacje przyjmuje się jako kolejną próbę na potrzeby aktualnego pokolenia - te wszystkie Księgi Dżungli i Robin Hoody.
I rzeczy, które mają już tyle adaptacji, że można w nich pozmieniać właściwie wszystko. Na przykład Sherlocki Holmesy. Jasne, wielu się konkretne decyzje nie spodobają, ale nikt się nie zdziwi, że dopisano nowe sprawy, że często z oryginalnej postaci zostaje tylko imię, tak jakby esencją kanonu był bardziej klimat niż konkretne wydarzenia.

Reply

aletheiafelinea July 30 2020, 16:12:41 UTC
wydaje mi się, że miała wyglądać na wielką i dynamiczną
I oto dlaczego w oryginale nigdy nie jest opisana w pełni, a wyłącznie napomykana tonem grozy. ;D

*bitwa o Ogrodzieniec* :D
Nie moje, ukradłam z polskiego fandomu, bo też tak zareagowałam. XD

Tak, kiecki były.
... I potem ci mówią, że nie da się 1:1 po czym robią zmianę dla zmiany w głupszym kierunku. Myślałam, że w zmianach chodzi o poprawianie. A sensowniejsze ciuchy nawet taniej by wyszły.

Rozumiem podejście, tylko to marketingowo źle wygląda - skoro nie ma nic do powiedzenia i nie wykazuje żadnego zainteresowania, to po co udziela wywiadów i przyjmuje zaproszenia na premiery?
Żeby przypadkiem nikt nie przeoczył, że to jest adaptacja i kto napisał oryginał, hej, tu jestem! Ironia losu zrządziła, że najbardziej udaną próbę, czyli grę (i to chyba dopiero trzecią), zlał kompletnie i sukces go ewidentnie zaskoczył. :) Ale on jest z epoki, gdy tylko ekranizacje się liczyły, trochę go może i rozumiem. Poza tym, podobno prywatnie kumpluje z GRRM, więc skoro było tyle szumu, że Netflix próbuje powtórzyć Grę o Tron, to może i na niego podziałało i wyciągnęło go z jaskini... Tak se gdybam w ciemno, bo generalnie to go daaawno nie śledzę i nie czytam.

często z oryginalnej postaci zostaje tylko imię, tak jakby esencją kanonu był bardziej klimat niż konkretne wydarzenia.
O to to, właśnie. I nawet klimat jest opcjonalny. Tak jeszcze później o tym myślałam i wyszło mi, że od pierwszej adaptacji ludzie oczekują nie oryginalności, tylko ilustracyjności. Dopiero jak taka adaptacja ilustracyjna już istnieje i jest udana, to może ich zaciekawić coś celowo innego. LotR jest taką adaptacją - nawet jeśli kawałki są wycięte albo przesunięte, to wciąż można wklejać kadry w ilustrowane wydanie oryginału. Robin Hood* i Sherlock też miały najpierw swoje wersje po bożemu, zanim przyszła pora na retellingi, bo tym właściwie są adaptacje "oryginalne".
* Przy którym najpierw trzeba byłoby ustalić, co właściwie jest oryginałem literackim. Dla Anglosasów pewnie Howard Pyle, gdy dla mnie już raczej Kraszewski, więc...¯\_(ヅ)_/¯ A tak naprawdę to i te już są retellingami legendy. Kanonami wtórnymi.

Reply

alumfelga August 2 2020, 20:44:32 UTC
Zaraz, jakie spoilery? W Good Omens?
Gify, screeny z podpisem "a zauważyliście to?", reakcje na konkretne sceny... Wolałam nie widzieć wcześniej, a to nie była kwestia dwóch kliknięć w powiadomieniach, więc obejrzałam szybko :)

Sprzedasz jakieś fajne poza fandomowymi?
Nimom, zaglądam tam sobie, jak obejrzę jakiś film lub serial. Ale zachęciłaś mnie do odkrywania i poszukiwań :D

Ile już pomysłów na notki mi tak wywiało, nie tylko fandomowych... Tobie też?
Ostatnio wolę z kimś pogadać zamiast pisać monologi. Jak od razu mam odpowiedź i kontakt, to czuję, że warto. Ale żeby tak po każdym odcinku, obszernie, czytać to potem i poprawiać, żeby może ktoś to przeczytał, to rzadko mam ochotę.

Ad teoria
Gdyby A i B widzieć jako krańce spektrum, to może faktycznie? Ale Wiedźmin to nie jest chyba dobry przykład, bo tu się komplikuje przez istnienie innych źródeł (gra, powieści), jest efekt pierwszeństwa, oczekiwania co do wierności, porównania i tego typu rzeczy. Ale.

Typ A widzę jako "odbierających", a typ B jako "przekształcających". Typ A ma podejście "kanon ma mi dać..." (to, co zapowiadał w pierwszym odcinku; to co było w książkach; to co sam sobie wymyśliłem), a typ B "z kanonu mogę wynieść...". Typ A przeżywa 90% swoich emocji podczas oglądania/czytania, również ponownego, podczas gdy dla typu B oglądanie/czytanie jest dopiero początkiem przeżywania wrażeń. Typ A będzie narzekać, że przez pół odcinka się nudził i dopiero na końcu zaczęło się dziać, a typ B będzie chwalić końcówkę, przyznając, że nie zapowiadało się na coś tak dobrego.

Trzeba też powiedzieć, że fandom fandomowi nierówny i jedne treści sprzyjają wyciąganiu sobie "pasujących" elementów i ignorowaniu innych (Marvel, Doktor Who), a inne są podporządkowane jednej myśli i trzeba je kupić w całości (od pewnego momentu Sherlock, Dark).

Możemy się kłócić, czy tyrada "a teraz ci udowodnię, że nie masz racji" to dyskusja, ale to będzie ta druga skrajność :)

Gdybym miała się określić na spektrum, wyszłoby mi, że w Sherlocku byłam A, w Doktorze Who przeszłam z A do B, w Darwinie jestem bardzo A i jednocześnie bardzo B, dawno temu w Housie byłam A, w Pamiętnikach Wampirów też A i B... Im dłużej o tym wszystkim myślę, tym bardziej widzę, że dobrze czuję się w grupie wtedy, gdy istnieje podstawa, co do której wszyscy się zgadzają: rzecz, dzięki której się tu zebraliśmy, zasadniczo jest w porządku (albo przynajmniej ją lubimy - myślę na przykład o Supernatural). Tyle. Wtedy do woli mogę dyskutować o dziurach logicznych, sensownych i bezsensownych shipach i oczekiwaniach na następny sezon.

I potem ci mówią, że nie da się 1:1 po czym robią zmianę dla zmiany w głupszym kierunku.
:D Wciąż uważam, że kiecki to najmniejszy problem tamtego fragmentu :D

Tak jeszcze później o tym myślałam i wyszło mi, że od pierwszej adaptacji ludzie oczekują nie oryginalności, tylko ilustracyjności. Dopiero jak taka adaptacja ilustracyjna już istnieje i jest udana, to może ich zaciekawić coś celowo innego.
O, słusznie.

Reply

aletheiafelinea August 4 2020, 16:22:10 UTC
Ale zachęciłaś mnie do odkrywania i poszukiwań :D
No to łap r/wimmelbilder. Mają też Sherlocka. ;)

Ostatnio wolę z kimś pogadać zamiast pisać monologi.
No tak, ale czasem człowiek o czymś MUSI, a tu rozmówcy chwilowo brak albo się akurat o tym nie zgadało... Mam na myśli rzeczy w stylu "Hej, tu jest przegląd hymnów państwowych w wersji rockowej". Albo takie jak "Menażeria". Albo pomniejsze coś, co nawet nie ma fandomu albo miało kiedyś, ale zdechł z niedożywienia. Ogólnie wszystko, w co człowiek wdepnął i chce się podzielić. Zresztą czasem coś musi być starterem do pogadania. :)

Ale Wiedźmin to nie jest chyba dobry przykład, bo tu się komplikuje przez istnienie innych źródeł (gra, powieści)
Znaczy, nie tyle mi chodziło o wybranie fandomu jako przykładu, tylko odwrotnie - to jest pierwszy (jedyny jak dotąd?) fandom, w którym coś takiego w ogóle widzę. W innych jest symbioza a nie podział.

Typ A widzę jako "odbierających", a typ B jako "przekształcających".
Tak, potwierdzam. Resztę akapitu też. Zgadzam się też, że styl kanonu w dużej mierze na to wpływa; rozmnożenie kanonów lokalnych wydaje się szczególnie hodować fandomy B (no właśnie - Marvel, Dr Who). Właściwie to trochę tak, jakby sam kanon już przybierał styl B.

typ B "z kanonu mogę wynieść..."
"Co wynieśliśmy ze szkoły, poza kredą." :D

Reply


Leave a comment

Up