There is nothing like this

Aug 08, 2013 04:00

Startowałam z pozycji zwierzątka idealnego, takiego pieska, który zrobi wszystko, żeby paniątko głaskało, a w sumie jak przypieprzy batem to też wielkiego płaczu nie będzie. Dawałam robić sobie krzywdę, bo wierzyłam, że będzie z tego jakaś miłość, jakaś przyszłość. Z czasem zamieniłam się w kota, który powoli miał już dosyć tego systemu nagród i kar, i od czasu do czasu zamiast wypiąć tyłek do drapania, obracał się na grzbiet, łapał dłoń zębami i przednimi łapami, a tylnymi kopał rozrywając skórę. Obrywałam raz za razem w łeb, czułam się podle, nie jak drapieżnik, tylko jak najniższa, najbardziej upodlona glizda, której miejsce jest pod stopami. Kochałam to w tych rzadkich chwilach, gdy paniątko wgniatało mnie w pościel, zamiast podeszwą w ziemię. Dla tych kilku chwil, gdy czułam się kochana w ten straszny, obłędny, trujący sposób, dawałam sobą manipulować, maltretować się, wmawiać sobie winy, które nie były nigdy moje.
I nagle stał się cud, pewnie wywołany rozpoczęciem kolejnej z serii moich ewolucji. Postanowiłam zacząć się chronić. Wyrosły mi kolce, w środku wyrosły mi wściekłość i nienawiść. Wiem, że sama nie dotarłam do tego momentu, wiem, że ktoś popychał mnie delikatnie co jakiś czas w tym kierunku. Wtedy jednak nie wiedziałam jeszcze, że to nie jest mój cel.
Potem stał się kolejny cud. Wciąż jeszcze będąc zwierzątkiem uznałam, że czas znaleźć sobie swoje własne. Nie brałam cię na poważnie, w ogóle. Tak się przypałętałeś, chciałeś być w pobliżu, nie wiem, nie widziałeś wszystkich tablic ostrzegawczych? Tu jest gorzko, tu jest odpychająco, tu jest odrzucająco. Tu nikt cię nigdy nie doceni, bo nikt mnie nie nauczył jak doceniać. Myślałam o sobie jak o kimś lepszym, lekceważyłam tak, jak lekceważono mnie. Bawiłam się tragicznie. A potem wsiadłam do pociągu i nie mogłam na to patrzeć, chciałam usiąść i zasnąć. Marta spytała: "Ala, no co ty?", a ja tylko machnęłam na ciebie ręką. Pierwsze ukłucie.
Kolejnych ukłuć miałam mnóstwo, gdy co jakiś czas działy się te różne niezdarne rzeczy. Pierwsze aluzje, które zaczęły mnie bawić, a nie irytować. I teraz nawet nie jestem w stanie powiedzieć co tak naprawdę się zmieniło. Po prostu zaczęłam patrzeć na ciebie jak na kogoś innego. Jak powinnam patrzeć na ciebie od początku. Myślałam, że ratuję ci życie nie dając ci się pocałować, na litość boską, jak głupia jeszcze mogę być? Przy tobie nie muszę kłaść uszu po sobie i podnosić ogona, przy tobie mogę się wygłupić, powiedzieć bzdurę, dyskusję ze mną uznajesz za przyjemną, nie uważasz, że jestem głupia, bo się z tobą nie zgadzam. Wow. I ty mówisz, że to ja jestem czymś nowym? Wow.
Łapię się na tym, że uśmiecham się do komputera jak jakiś psychopata. Łapię się na tym, że trzymam wszystko co we mnie złe daleko od ciebie, żeby nie spartaczyć całej jej misternej roboty, którą jakoś magicznie, mimowolnie już odwaliłam. I nie żałuję. Nie żałuję ani jednej nieprzespanej godziny, ani jednego dnia zombie w pracy. Czekam na wrzesień i cokolwiek ze sobą przyniesie. Nie przejmuję się już marcowym Pawłem, nie przejmuję się już niczym.

What's the matter with me, love?

przemyślenia, love

Previous post Next post
Up