Obejrzałam wczoraj Star Trek: Into Darkness i zdecydowanie zbyt długo zastanawiałam się nad zakończeniem. Pamiętam co działo się w Gniewie Khana. To Spock wlazł do tego napromieniowanego miejsca i to on tam umarł, tuż przed śmiercią przyciskając dłoń do szyby by pożegnać się z Jimem, powiedział "Live long and prosper". I to Jim krzyczał "Khan". I to Jim poszedł go zabić. Teraz role się odwróciły, Jim umarł, Spock powiedział "nie umiem teraz przestać czuć" i rozpłakał się jak mała dziewczynka, a potem krzyczał "Khan" i poszedł go zabić.
Jim jest człowiekiem, w dodatku jest bardzo impulsywny. Nie myśli, po prostu leci na łeb na szyję i nie liczy się z konsekwencjami. Za to Spock jest semi-Wolkanem, wybiera życie bez emocji, kieruje się logiką i narzuconymi mu zasadami (Khan: "Nie umie pan nawet złamać zasady, jak mógłby pan złamać rękę" + spektakularna scena, w której Spock łamię rękę Khana na swoim ramieniu). W filmie było wiele momentów, w których próbowano wyciągnąć z niego tę ludzką część, choćby w postaci jakiejś troski o to co stanie się z Jimem, o swoje własne życie gdy znalazł się w wulkanie, czy o życie Uhury, gdy Klingon sięgał po mek'leth trzymając ją za gardło. Zawsze jednak zachowywał kamienną twarz. Spock, który próbował zabić Jima (w poprzednim filmie) gdy ten sprowokował go gorzkimi słowami o jego ludzkiej (świeżo martwej) matce i wolkańskim ojcu, paradoksalnie pojawił się dopiero gdy Jim umarł.
ID może sobie być filmem przesyconym akcją, krwią, śmiercią i brutalnością, ale ja nie widzę w nim nic poza dowodem na to, że dla osób, które kochamy jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Gdy Spock miał umrzeć we wnętrzu wulkanu, Jim pogwałcił wszystkie znane mu i nieznane przepisy, i poleciał mu na ratunek. Khan, by uratować swoich zahibernowanych przyjaciół, planował zabić setki niewinnych istot, a dziesiątki zabił. Gdy Jim umarł, Spock pogwałcił wszystkie znane mu zasady (a Spock zna je wszystkie) i pognał za zemstą, niczym w Pon Farr na kobietą.
Kolejny niesamowity moment to ten, w którym Spock już spacyfikował Khana i tłucze go dalej, i dalej, dopóki Uhura nie powiedziała mu, że tylko Khan może uratować Jima. Spock opanował się w jeden sekundzie. Khan, którego chciał zabić za to, że zabił Jima może teraz uratować Jima. Spock znowu zrobił to, co zrobił Jim, który już wcześniej mógł zabić Khana, ale postanowił ten jeden raz w życiu zachować się rozsądnie.
I takie właśnie powinny być związki między ludźmi. Czy to oparte na miłości, na przyjaźni, czy po prostu koleżeńskie. Po obu stronach powinno być tyle samo tych samych uczuć. Obie strony postawione w tej samej sytuacji powinny zareagować w ten sam sposób. Wiem, że to naiwne oczekiwać czegoś takiego, ale czy życie nie byłoby o wiele łatwiejsze?
Bo gdy ja martwię się o ciebie, staram się mówić rzeczy, które cię nie urażą, przepraszam cię nawet wtedy, gdy wina nie leży po mojej stronie, a ty tylko jesteś i masz do mnie wieczne pretensje, chociaż to ty wszystko niszczysz, to już nie jest związek. Żaden związek, mój przyjacielu. W tym momencie nie mamy ze sobą nic wspólnego. I czuję ulgę, pierwszy raz czuję ulgę, gdy mówię ci wreszcie to, co mówiłam ci już milion razy w myślach. Mówię ci:
WYPIERDALAJ
A "Into Darkness" było tak ogólnie bardzo emocjonujące, ale spodziewałam się czegoś lepszego. Za mało lance fale'ów, za dużo blurów, za mało Bonesa, ale przynajmniej tym razem satysfakcjonująca ilość Scotty'ego. Pavel i Hikaru też dostali trochę minut tylko dla siebie, Pavel jak zawsze uroczy, Hikaru jak zawsze troszkę mnie przeraża.
Gdybym nie była fanką, ten film ssałby tak mocno, że zmieniłabym płeć.
***
Moje granice. Moje biedne, małe granice. Powinnyście mieć na imię Abigail. Mamusia poderżnie wam gardła.