Bestialstwo Bestii z czasem wydaje się nasilać. Fakt, że śpię, w nieznacznym tylko stopniu zmniejsza moją atrakcyjność jako ofiary. Przynajmniej dwa-trzy razy w nocy budzi mnie schwytanie w żelazny uścisk palców rąk bądź też namiętne gryzienie palców stóp. Poza tym chyba ma jakichś wspólnych przodków z kotką Inn, bo raz obudziło mnie lizanie włosów.
Nadal jednak futrzak powoduje, że się rozpływam.
Upolowanie palca ręki wymaga dość skomplikowanej techniki. Należy:
- przewrócić się na grzbiet
- wystawić łapki i poprzebierać nimi w powietrzu celem przywabienia ofiary
- pochwycić wytypowany palec w pazury łap przednich
- intensywnie kopać przeszkadzającą w jedzeniu resztę dłoni łapami tylnymi; wsparcie pazurami - opcjonalne
- wgryźć się w schwytany palec
- polizać pogryziony palec, coby się jego właściciel zanadto nie pogniewał
W przypadku stóp procedura jest bardzo prosta, potwór przysiada się po prostu i przystępuje do posiłku.
Jeden raz Bestia musiała zostać odgoniona, bo upodobała sobie mój nos. Poniekąd zrozumiałe - wielki, rosochaty i mięsisty. Niestety, mój nos wraz z sąsiadującymi oczami jest mi absolutnie niezbędny i znacznie mniej pazuroodporny od palców. Tym niemniej systematycznego odpędzania nie praktykuję. Kto się kiedyś obudził z małym potworkiem śpiącym w zagięciu łokcia i łapkami na nosie (nie, nie swoim), ewentualnie wtulonym w podołek i z łebkiem na ręce, musi być całkowicie pozbawiony serca, żeby pogonić. Nawet, jeśli ten sam potworek 10 minut później powraca na łowy, skacząc, drapiąc i gryząc.
Talent Bestii do gubienia zabawek jest nieprzeciętny. Bez śladu zdążyły już zaginąć dwie piłki, szmacianą myszkę gdzieś też zeżarło. Szczęśliwie zbyt wybredna nie jest i paragon na ofiarę nadaje się równie dobrze jak myszka. Swoją drogą, takich salto mortale ze śrubą i korkociągiem tudzież serią imelmanów, jakie czyni Bestia mordując mysz, jeszcze nie widziałem. Poza tym co jakiś czas robi Matrixa - odskakuje na metr od zabawki, czai się przez chwilę, wskakuje na oparcie wersalki i na chwilę poziomo na nim zawisa, po czym spada niczym jastrząb na niczego nie spodziewającą się ofiarę.
Nową, prawdziwą kuwetę mała przyjęła z entuzjazmem - zanim spożytkowała ją w sposób przewidziany w projekcie, przynajmniej kwadrans bawiła sie żwirkiem. Przy okazji pokazała, że pić to jej się chce, ale tak samej wody to ni - po nałożeniu porcji karmy z dużą ilością sosu wypiła sos, po czym poszła sobie. Mleka nie zlizuje nawet z płaskiego talerzyka, ale karmienie kocim mlekiem ze strzykawki przyjmuje bardzo pozytywnie. Swoją drogą to chyba dobrze, że zmieniłem jej napój zanim pojawiły się efekty picia mleka krowiego (biegunka). Ekskluzywną suchą karmą Eukanuba gardzi. Czemu ja głupi na wstępie zafundowałem jej Łyskasa zamiast zadzwonić i dopytać, no czemu? Łyskas uzależnia i wiem już, że gdy mała podrośnie wystarczająco do ewentualnej głodówki, czeka mnie ciężki bój.
Czesanie też się spodobało - szczotka z cienkiego drutu wygląda groźnie, ale dźwięki traktora rozlegające się przy zabiegach fryzjerskich rozwiały moje wątpliwości. Swoją drogą bestia ma dość długą sierść, dłuższą, zdaniem pani weterynarz, niż to się zwykle spotyka u kota europejskiego. Wziąwszy pod uwagę kolor oczu padłego już rodzeństwa mojego potwora (niebieskie) można spokojnie podejrzewać jakis koci mezalians.
W ogóle kocię jest bardzo kulturalne - potrafi znakomitą większość dnia przespać w wersalce, ale o takich ekscesach, jak obsikanie pościeli, nie ma mowy. Kuweta i koniec. Kable na podłodze zostały tylko niegroźne, zasilające z przyczyn bliżej mi nie znanych przestały ją interesować. Kabel Aster City okazał się chyba dla odmiany zbyt gruby i twardy jak na gust 'księżniczki'. Podczas zakładania tego nieciekawego kabla Bestia wykazała się kolejnym stopniem oswojenia z wielkimi dwunogami - ewidentnie czaiła się na majstrów i chciała ich upolować. Aby uniknąć nadmiernych łowieckich sukcesów, została zamknięta w wersalce.
I na koniec przepis na uśpienie kociaka:
1. zastanowić się 5 razy, czy w danym momencie ma to sens (potwór rozbrykany bądź podekscytowany, podobnie jak małe dziecko, spać nie pójdzie)
2. sprawdzić wyniki swoich przemyśleń (futrzak śpiący po pogłaskaniu rozpluskwia się i mruczy, rozbrykany zaczyna mordować głaszczącą rękę)
3. ciasno zawinąć w ręcznik, kocyk, ciepłą koszulę, czy cokolwiek co jest odpowiednio duże, grube, miękkie i ciepłe
4. przytulić - koniecznie i nie ma nie - osoby mające opory przed przytulaniem kociąt nie powinny takich stworzeń brać pod opiekę. W ogóle są takie?!
5. drapać za uszkiem i głaskać po główce (można też cokolwiek do potworka mówić, liczy się zabarwienie głosu) do chwili wyłączenia się traktora; czas do tego potrzebny nie jest niestety przewidywalny
6. w trakcie usypiania delikwent może ziewać. Należy zachować czujność i nie rozpływać się na podłodze, jako że opiekun w stanie płynnym nie jest zasypiającemu maleństwu szczególnie przydatny
7. zdrzemnąć się razem z kotkiem bądź ułożyć malucha ostrożnie na jakimś miękkim podłożu w spokojnym miejscu
8. przy opcji z odkładaniem czynności powtórzyć, bo odkładanie najpewniej kociaka rozbudzi; za drugim-trzecim razem powinno się udać.
BTW przynajmniej niektóre koty rasowe, ziewając, wyglądają strasznie lub paskudnie. Kot europejski z ewentualną niedużą domieszką błękitnej (zepsutej) krwi ziewając wygląda słodko, przy czym natężenie słodyczy jest odwrotnie proporcjonalne do wieku kota. Ostatnio znalazłem na miau.pl zdjęcia ziewne dwóch faraonów... czy jak im tam. Brrr. Trójkątny, demoniczny łeb, wielkie uszy i zupełnie niesympatyczne uzębienie - oj, to nie jest to, co lubię. IMNSHO z kotów rasowych sensownie wyglądają tylko syjamy. Słyszałem bardzo pozytywną opinię o maine coon'ach ("jedyny wyhodowany przez człowieka kot, który wygląda jak kot"). Cóż, moim zdaniem maine coon wygląda, jakby za chwilę miał mnie pożreć. Podobno tę groźną aparycję łączą z charakterem zdecydowanie bardziej psim niż kocim, ale to w końcu rasowce, normalne być raczej nie mogą.
A szczytem obciachu w dziedzinie prezencji są persy. Kot bez pyska to nie jest kot i koniec.