Równo rok temu, o podobnej porze wysiadałem z autobusu bez walizki, spłukany i cokolwiek zagubiony.
Wierzyć się nie chce :D
Powiadają mądrzy ludzie, że podróże kształcą.
Jeśli nie liczyć nagle eruptującego zamiłowania do fotografii, jestem chyba wyjątkowo tępy. Bo gdy się zastanowić, co ja z tej emigracji mam..:
- Cokolwiek inny akcent i kilka miejscowych idiomów. (How's it gettin'? - Grand ! ).
- Przekonanie że drzewem nie jestem i zapuszczanie korzeni jest w istocie rzeczy opcjonalne.
- Utrwalony empirycznie stereotyp amerykanina-idioty i angola-popieprzonego.
- Utrwalone empirycznie przekonanie, że korporacyjny rozum należy do szczytowych osiągnięć ludzkiej głupoty.
- Crash course z miejscowej historii i obyczajów.
- Składany rower i znajomość Taikyoku Shodan. A co tam.
Ech :D
No dobra. trochę się tego uzbierało '^_^;