Hmmm...

Dec 01, 2007 09:31

Samuel mnie znowu zainspirował.
I mam idiotyczną prośbę.
== "Piękno gumy Turbo" ==
Chodzi o to, żeby znaleźć czas i przeczytać, a skomentować... u mnie. '^^
Nawet jednym słowem *..*
...warto w tej kwestii zerknąć też tu, ...i tu :P

Leave a comment

makingthematrix December 2 2007, 20:09:25 UTC
Ech, kolejna dyskusja z cyklu jaki to kapitalizm jest bezduszny i jak to trzeba walczyć, by ludzie zaczęli dbać o dobro publiczne. Nawet coś tam chciałem odpisać na ten adres podany po artykule, ale doszedłem do wniosku, że tylko powtarzałbym takie same oklepane kawałki, jak ten profesor, co to tak chwali centra handlowe, i ten chłopak, który je krytykuje.
Centra handlowe powstają, ponieważ jest na nie zapotrzebowanie, ktoś to zauważa i ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby sprostać temu zapotrzebowaniu, budując kompleks usługowy, z którego z czase wyciągnie jeszcze więcej pieniędzy niż w to włożył. Tak działa kapitalizm i nie ma się co tu obrażać. Równie dobrze możnaby obrażać się na grawitację, że jak podrzucisz kamień do góry to on wróci i walnie cię w głowę.
Ja niby pasuję do tej "Generacji Środka", o której pisze autor pierwszego artykułu, ale jakoś tak wychodzi, że w poglądach bliżej mi do tego profesora, choć może nie przejawiam takiego entuzjazmu. Mam wrażenie, że i entuzjazm profesora i malkontenctwo Autora wynika z teog samego: z doklejania wszystkiemu etykietek. Bo tak centra handlowe, jak wszystkie produkty kapitalizmu to tylko, no właśnie, produkty. Nie żaden "powiew wolności", ani "miejsce spełniania marzeń", ale też nie "zabijająca indywidualizm świątynia konsumpcji" - tylko zbiór sklepów i punktów usługowych, gdzie mogę sobie coś kupić, iść do kina, albo coś zjeść. Równie dobrze można by zachwycać się młotkiem, że to piękny przejaw woli i siły człowieka, pozwalający mu wbić gwóźdź w ścianę. Albo narzekać na młotek, że jest on bezdusznym przedmiotem, po który trzeba było iść do sklepu i go kupić.
Zanim wybudowano Arkadię w jej miejscu były same nieużytki. Wieczorami zbierała się tam żuleria z całej okolicy. Teraz stoi tam wielki nowoczesny budynek. Jasne, że jego właściciel to nie Matka Teresa i oczekuje zysków, ale jednak istnieje pewna "wartość dodana" dla miasta: ładnie zagospodarowany kawał terenu i fakt, że w związku z istnieniem Arkadii i przedłużaną na północ linią metra, grunty w pobliżu stają się bardzo atrakcyjne dla developerów.
W zasadzie chciałbym, żeby miasto działało w sposób trochę podobny do ludzi stojących za budową Arkadii. Czułbym się o wiele lepiej gdybym był przez miasto traktowany trochę jak klient i w związku z tym miasto liczyłoby się co do tego, na co wydawane są moje podatki. Ale fakt, że miato to nie "bezduszny kapitalizm" tylko "przestrzeń publiczna", moje zdanie nie liczy się w ogóle. Pieniądze są wydawane według widzimisię urzędników i dlatego świateł na skrzyżowaniu przed Arkadią nadal nie ma. Urzędnicy nie czują na nie zapotrzebowania.

Reply

akseiya December 3 2007, 11:40:51 UTC
BTW ciekawe, czy gdyby właściciel Arkadii, jako zasadniczy sprawca zwielokrotnionego ruchu pieszych, chciał pokryć część kosztów, to te światła by powstały, czy wielkie logo Arkadii przeszkadzałoby im funkcjonować tudzież ciekawi mnie, czy były takie podchody :D

Ale z tą grawitacją to chyba nienajlepsze porównanie, bo w przeciwieństwie do niej kapitalizmowi można nakładać kagańce w rodzaju "kamień rzucony do góry spada w dół, pod warunkiem, że nie trafi nikogo w głowę" - a nawet dużo bardziej absurdalne. :P Lub mądre :PPP

A gdy Generator Nic pisał o stawianiu malli w centrum miasta, mnie przyszedł do głowy taki jeden szczegół - porównując dziką Polskę z ostojami przestrzeni publicznej ("stara" UE?) - jaki procent przeciętnych klientów takiego centrum porusza się własnym, a jaki publicznymi środkami transportu XP

Chociaż... Janki mają się dobrze XD

Reply

makingthematrix December 3 2007, 14:05:03 UTC
Na spadające kamienie też mogą być jakieś siatki, osłony czy hełmy ;)
A gdyby nie Janki to być może bym się nie zdecydował wyprowadzać z miasta :)

BTW, co Ty tak nagle to Irlandii wybywasz? Zali to tylko kwestia finansowa, to u mnie nieźle płacą i szukają programistów C/C++ :)

Reply

akseiya December 3 2007, 14:52:43 UTC
Jaki wiek załogi, jaki styl pracy, jakie wymagania? :D
To jest kwestia w niewielkim stopniu finansowa =P

Reply

makingthematrix December 3 2007, 16:00:46 UTC
Dwadzieścia parę osób, średnia wieku ~25. Parę osób w okolicach trzydzietki, no i szef po czterdziestce :) Styl pracy... eee... no, siedzimy i piszemy :D A poważnie: dość na luzie, ale szef jest naprawdę niezłym menadżerem, jest na bieżąco z tym jak co komu idzie i trzyma wszystko w ryzach. Zespół podzielony jest na "moduły" po kilka osób i każdy moduł zajmuje się swoim kawałkiem kodu. I tak wchodzą sobie nawzajem w drogę co i rusz, ale przynajmniej jest jakiś podział pracy, który można ująć w statystykach. Wypełnianie różnych statystyk i metryczek staramy się ograniczać do minimum, ale na tyle, żeby było wiadomo, kto jest poniżej planu, kto powyzej i o ile. W ogóle model zarządzania całkiem mi się podoba. Jest dość wyraźnie inspirowany Agile.
A wymagania... dość niskopoziomowe C, szablony C++, znajomość STL'a i wszystkich tych jego shared_ptr i innych takich dziwnych rzeczy (chociaż tego to zawsze można się nauczyć w ciągu paru dni), trzeba wiedzieć co to semafor, a co to monitor, i w ogóle takie tam rzeczy z programowania równoległego, warto też znać systemy operacyjne, zwłaszcza linuxy.
Aha. Jesteśmy niby niezależną firmą, ale pracujemy dla NEC'a. Oznacza to, że co jakiś czas wpadają do nas Japończycy i robią różne prezentacje, albo próbują nam wcisnąć swoje monstrualne procedury. Ale się nie dajemy :)

Reply


Leave a comment

Up